wtorek, 23 lutego 2016

Krakowska mentalność ...

              Kraków to bardzo piękne miasto przynajmniej w moich oczach. Mam jednak wrażenie, że jest chyba mało lubianym miastem w Polsce zwłaszcza przez media, którym trudno wymówić nazwę naszego miasta … Z resztą o tym już pisałam w poście „ Kraków zawsze bez prognozy pogody, – dlaczego?” 
              Gdy szukałam informacji o różnych mentalnościach regionalnych natknęłam się na ciekawy artykuł o mentalności mieszkańców Krakowa i okolic.Warto się z nim zapoznać, bo niektóre z informacji tam podanych są prawdziwe … I mogą być przydatne dla osób, które nas odwiedzają;-)))) Autorką tego artykułu  jest Joanna Rzońca.



Słów kilka o mieszkańcach Krakowa 

 1. Mieszkaniec Krakowa, czyli kto?
Każdy, kto odwiedzi Kraków na pewno zauważy, że ludzie związani z tym miastem zachowują się i mówią w charakterystyczny dla siebie sposób, który odróżnia ich od osób z innych rejonów Polski. Jednak w obrębie krakowskiej społeczności można także zauważyć pewne różnice, gdyż mieszkańcy Krakowa nie są społecznością jednolitą, ale dzielą się na  zasadnicze  „podtypy”:
-         Krakowianie – to wszyscy ci, którzy po prostu w Krakowie mieszkają, niezależnie od tego, czy tu się urodzili, czy też przybyli tu w różnych momentach swego życia i pokochali to miasto tak bardzo, że zostali tu już na dobre. Krakowianin jest więc mieszkańcem Krakowa czującym szczególną więź z miastem, który wie, że Kraków to jego „miejsce na świecie”.
-         Krakusy – Krakus to rodowity Krakowianin, taki, który się tu urodził i posiada niezbywalną krakowską mentalność. Krakusy zazwyczaj uważają się za doskonalszych od osób z innych części kraju, a nawet świata i niestety z tego powodu często zadzierają nosa. Tłumaczą to poczuciem dumy ze swojego krakowskiego pochodzenia. Mają też jeszcze jedną bardzo charakterystyczną cechę: nawet jeśli Krakus wyjedzie gdzieś w świat, do Warszawy, czy Paryża, to będzie Warszawianinem lub Paryżaninem, ale nie oznacza to, że przestanie być Krakusem. Bo Krakusem jest się aż do śmierci!
-         Krakauerzy – to z kolei te Krakusy, których krakowskie tradycje rodzinne siegają czasów zaborów, a szczególnie okresu panowania Najjaśniejszego Cesarza Franciszka Józefa I. Krakauerów można poznać po specyficznym sposobie mówienia – uwielbiają oni przesadną uprzejmość („moje uniżone uszanowanie”) i przesadne tytułowanie swoich rozmówców („Wielce Szanowny Panie Profesorze”). Krakauerów można spotkać raczej w centrum miasta, gdyż nie mieszkają oni w blokach, ale w wiekowych kamienicach.
-         Krakowiacy – mieszkańcy Krakowa i okolicznych podkrakowskich wsi, którzy gdzieś na dnie kufra obowiązkowo przechowują regionalny strój krakowski (kobiety zdobiony gorset i kwiecistą spódnicę, a mężczyźni granatową sukmanę, spodnie w biało- czerwone paski i czapkę z nieodłącznym pawim piórem). Krakowiacy świetnie znają krakowskie piosenki, takie, jak „Przyleciał ptaszek z Łobzowa”, czy „Płynie Wisła” i bardzo chętnie je wyśpiewują, nawet gdy słoń nadepnął im na ucho.

2. Krakowska mentalność
Krakowska mentalność przejawia się w całym szeregu specyficznych zachowań i powiedzonek, dzięki którym można z całą pewnością stwierdzić, że ma się do czynienia z mieszkańcem Krakowa. Oto kilka z nich:
-         Wieczny spór z Warszawą – dla przyjezdnego, który znajdzie się w Krakowie pewne złośliwe aluzje do stolicy mogą być początkowo niezrozumiałe, ale w krótkim czasie powinien się do nich przyzwyczaić. Tak to już po prostu jest – Krakowianie lubią psioczyć na Warszawiaków i na odwrót – Warszawiacy często narzekają na Krakowian. Bierze się to stąd, że mieszkańcy każdego z tych miast uważają to swoje za najbardziej prestiżowe i najdoskonalsze miejsce w całej Polsce i przez to nieustannie ze sobą rywalizują, żeby przekonać do swoich racji drugą stronę.
-         wychodzenie „na pole” – ten zwrot drażni szczególnie osoby z centralnej i północnej Polski, które z kolei wychodzą „na dwór”, a dla których na pole wychodzi się orać lub kopać ziemniaki. Od lat te różnice w doborze określeń, opisujących po prostu wyjście na zewnątrz, stanowią źródło słownych przepychanek i złośliwości. Główne napięcia wynikające z takich i innych różnic językowych koncentrują się oczywiście na linii Kraków – Warszawa.
-         Borówki- tą nazwą Krakowianie i mieszkańcy południa Polski określają leśne owoce nazywane w innych częściach kraju – szczególnie zaś w Warszawie - „jagodami”, co kiedyś (bo dziś już w mniejszym stopniu) było powodem zabawnyh nieporozumień. W przypadku tego sporu jest jednak „zwycięzca”, gdyż słowo jagoda to termin botaniczny oznaczający owoc o mięsistej, niepękającej owocni zawierającej w sobie kilka nasion lub jedno drobne, a jagodą może być tak pomidor, jak i cytryna, ogórek, winogrono, porzeczka, czy borówka właśnie.
-         Cijanie - najkrócej ujmując krakowskie cijanie, to uświadamianie światu, że jest się właśnie z Krakowa. W jaki sposób? Najczęściej przez uważanie, że pewne rzeczy należą się człowiekowi przez sam już fakt, że jest on Krakusem. Poza tym cijanie to również duża pewność siebie i specyficzny sposób mówienia, polegający na akcentowaniu i przedłużaniu samogłosek oraz nagminnym wychodzeniu „na pole” (no bo przecież nie „na dwór”!) Zapewniamy, że cijanie, choć może być niekiedy śmieszne i uciążliwe, to nie jest ani trochę niebezpieczne.
-         Zdrabnianie wyrazów – kto w wdał się w rozmowę z jakimiś Krakusami, z pewnością zauważył ich zamiłowanie do wszelich językowych zdrobnień. I tak w Krakowie kupuje się „chlebuś”, sprzedawcy czekają na „pieniążki” za zakupiony u nich towar, a kelnerzy w restauracjach podają często „rachuneczek”. Niektórych turystów to drażni, dla innych jest powodem do kpin, ale dla większości to krakowskie zdrabnianie jest po prostu zabawne.
-          „Całuję rączki”- choć obyczaj całowania dam w rękę narodził się w Hiszpanii, nigdzie nie rozwinął się tak bardzo i nie nabrał takiego kulturowego znaczenia, jak w Krakowie właśnie. Krakowianin całuje dłonie niewiast nie tylko ustami, ale całym niemal ciałem, zginając się w pół i akcentując swe działanie słowami „padam do nóżek, całuję rączki”.
-         Centuś krakowski- to określenie pochodzi jeszcze z XIX wieku, kiedy Kraków był pod zaborem austriackim i oficjalnym środkiem płatniczym był austriacki złoty dzielący się na sto centów. Nie wiadomo dlaczego funkcjonuje powszechnie błędne przeświadczenie, że słowo „centuś” oznacza skąpca liczącego każdego centa. Istnieje cały zbiór dowcipów o krakowskich centusiach i ich przesadnym podejściu do pieniędzy, tak naprawdę jednak Krakowianie charakteryzują się po prostu przyrodzonym zmysłem oszczędzania i szacunkiem dla pieniądza.
Autor ; Joanna Rzońca 

źródło
  Słów kilka o mieszkańcach Krakowa

sobota, 13 lutego 2016

Szczęśliwego nowego ...życia

 Zabrałeś razem
 Z sobą tajemnice swe,
 Zgubiłeś gdzieś do życia chęć.

 Uciekać jest najłatwiej,
 Chociaż nie masz gdzie.
 Wszędzie pełno Twoich miejsc,
 Jeszcze jesteś z nami.

 Zdobyć świata szczyt
 Albo przeżyć jeden dzień,
 Zapamiętać sny
 I zrozumieć jeden z nich,

 Ten jeden najważniejszy
 Wielki sen.
 Ten jeden opowiedzieć im.

 Słuchając opowieści,
 Których finał znasz,
 To jaką szansę miłość ma?

 Utrzymaj jednak wiarę
 I zachowaj twarz.
 Tyle mamy w sobie zła,
 Ile widzą inni.


\