Tegoroczne Święto Niepodległości odbyło się spokojnie bez
podpaleń i niszczenia mienia publicznego jak bywało w latach poprzednich,
chociaż incydenty się zdarzały. To jak
wygląda współczesny patriotyzm wiemy wszyscy, choć każdy z nas ma na pewno inne
zdanie na ten temat. Ja jednak chciałam poruszyć temat trochę inny dotyczący bardziej
polskiego kosmopolityzmu.
Niedawne
słowa polskiej pisarki Olgi Tokarczuk wywołały fale oburzenia i ogromnej krytyki.
Pisarka wyraziła się negatywnie o Polsce i Polakach twierdząc, ze Polacy byli
kolonizatorami, właścicielami niewolników i mordercami Żydów itp. Nie będę komentowała
tych słów, ale zastanowiły mnie one czy w niektórych Polakach nie dominuje kosmopolityzm
i pewnego rodzaju, jeśli nie pogarda to pewien rodzaj obojętności w stosunku do
Polski.
Wkleję Wam pewien list jednej z bohaterek książki Eugenii
Żmijewskiej Płomyk,,Z pamiętnika instytutki". Autorka tego listu Albina Zapolska
jest absolwentką rosyjskiego Instytutu Maryjskiego w Warszawie. Instytut Maryjski
był rosyjską szkołą średnią dla mieszczan i szlachcianek w XIX wieku.
Ciekawa jestem jak odbierzecie słowa Albiny Zapolskiej i czy wielu
Polaków zgodziłoby się z treścią jej listu wszak jeszcze niedawno niektórzy uważali,
że Polska bez Rosji sobie nie poradzi, … Co o tym myślicie?
List Albiny Zapolskiej do Koleżanki z Instytutu Adeli
Żalińskiej
„Ty ani najmniejszego pojęcia nie masz, jakie
to było rozkoszne! My wszystkie z naszej klasy biało ubrane, ta w muśliny, ta w
tiule, ta w jedwab. Ja miałam suknię grenadinową ze ślicznym błyskiem, ogon i
decollete, a wiesz, u mnie biust mramorny — niedarmo Lew Iwanowicz tak chwalił,
pamiętasz, tej nocy okropnej.
Uczesałam
się do góry, włosy nie zaplecione, lecz skręcone. No, bez chwalby mogę
powiedzieć, że byłam ładna — prawie taka jak Kisielewska, tylko, że ona
błondinka, a ja briunetka. To jeszcze większa sztuka, jeżeli biała — prawda?
Na
akt uroczysty przyjechał znowu Wielki Książę. To prawdziwy zaszczyt dla naszego
Instituta. On przyjechał aż z zagranicy specialno. A taki krasawiec! I wyobraź
sobie, moja ty droga, że nie tak jak w przeszłym roku na mnie nul uwagi. I
owszem, ze wszystkich panien on ze mną najdłużej rozmawiał. Pytał, gdzie ja
mieszkam? Czy mnie żal wychodzić z Instituta? Ja jemu odpowiedziałam, że chcę
zostać pepinierką, a on do mnie:
— Nu,
tak my zobaczymy się w przyszłym roku.
Tyle
on do mnie powiedział. Pamiętam każde słowo. Takie szczęście! Mnie wszyscy
zazdroszczą, i pomyśl, ja nie straciłam się,
jak on do mnie przemawiał. Skąd mi się wzięła taka śmiałość?
Odpowiadałam jemu z początku głosem cieniutkim, ale potem zupełnie dobrze i
nawet patrzyłam jemu w oczy. Ma śliczne, kare. Chciałoby się patrzeć i patrzeć.
On własną ręką przypiął szifr Szachowej,
strasznie jej zazdrościłam. Wernik dostała nagrodę, ale była bardzo smutna, bo
jej się szifr a koniecznie chciało; ale niech będzie kontanta i z nagrody.
Skończyło z naszej klasy tylko cztery Polki: ja, Józefska, Daminowska i
Bradzińska. Pamiętasz, nas było piętnaście w zeszłym roku, ale wypędzili Łatkiewicz
i ciebie, a potem przez ciebie te cztery, co podpisały głupi adres; zostało
patem dziewięć, ale z tych pięć rodzice odebrali jeszcze na początku roku,
przed Bożym Narodzeniem. Ja mam bardzo dobry patent i dostałabym nawet list
pochwalny, gdyby nie to, że myślę o kawalerach więcej jak o książce. U mnie
zdolności są, a ochoty mało. Józefska ma z nas czterech najgorszy patent, bo
nie nabrała rozumu i czasem wygaduje głupstwa, i to dochodzi do naczalstwa.
Po
akcie poszli my, kończące, do przełożonej i tam było dla nas śniadanie, i Jego
Wysoczestwo z nami siedział przy jednym stole. Ja myślałam, że zwariuję ze
szczęścia. Póki jedli, rozmawiał z naczalstwem, ale potem zrobił się cercle i
do każdej przemówił słówko. Jaki on ma śliczny głos! A naturalny, nie napuszcza
na siebie wielkości. Zapominasz, że on Wysoczestwo, i mówisz jak do zwyczajnego
człowieka.
Nie
myśl, że już na tym koniec. Gdzie tam! On nas jeszcze zaprosił z damami do
Belwederu na podwieczorek. A tam, to nawet nie potrafię opisać, jak było. Ugaszczał
nas jak prawdziwych gości. Byli jego adiutanci i dużo oficerów. My chodzili z
nimi po ogrodzie. Do mnie przystał jeden gwardiejec, huzar. Pamiętasz, jak ja
chciałam poznać gwardiejca?
No i
spełniło się. Nie tylko poznałam, ale zachwyciłam go. Nie odstępował i bardzo
chwalił Polki, że takich krasawic na świecie nie ma, tylko że one niedostupne i
gordo się trzymają, ale za to jak która dobra, to choć klękaj i całuj nogi.
Ślicznie to mówił, na koniec zapytał:
— A
pani jaka, Albino Kazimierowno?
Ja
nie chciałam, żeby miał złe wyobrażenie o Polkach, więc mówię:
— Pan
się myli, my nie takie znowu dumne! A on patrzy na mnie i powiada:
—
Pani musi być z tych... dobrych.
Ale
żebyś ty wiedziała, jak on patrzał! Jak gdyby doprawdy chciał uklęknąć i
całować nogi; a ja miałam śliczne pantofelki złote.
Chodzili
my pod rękę i on mówił, że Polki powinny być dobre dla Ruskich, to wszystko
będzie dobrze. Ucieszył się bardzo, że ja zostanę pepinderką, bo jego przeniosą
do Warszawy i będzie często bywał u przełożonej.
Rozmawiali
my z pół godziny, a (tak, jak by się znali Bóg wie jak długo. Taki u nich łatwy
sposób!
Na
koniec trzeba było wracać. Jego Wysoczestwo nie cały czas był z nami, ale
wyszedł nas pożegnać. My wtedy krzyknęły: „Hurra!", obstąpiły jego, i co
która mogła, brała na pamiątkę. Poszarpały 'kitę z jego czapki i akselbanty.
Każdej dostało się choć po maleńkim kłoczku. On się śmiał i nie mógł się
wydostać, a jak my jego na koniec puścili, to podszedł do krzaka z różami,
oberwał kilka i podał najbliżej stojącym. Wtedy wszystkie rzuciły się na niego
i o mało nie rozerwały z wielkiego szczęścia.
To
dopiero był dzień prawdziwie uroczysty i wielki! My o niczym innym mówić nie
mogły, ja nawet zapomniałam powiedzieć Zarudnej, że mi się bardzo podobał ten
Ilja Pawłowicz, który ze mną chodził pod ręką, ale jej to napiszę.
Pokłóciłam
się z Józefską, bo ona mówi, że my wpadły w tielaczyj wostorg i że to
nieładnie, a już Polkom nawet wstyd, bo co on o mas pomyśli?
Co ma
pomyśleć? Że się nam podobał. Przecież prawda. Nie masz pojęcia, jaki on
duszka, choć tak wielki i dużo mogący! Dobrze mówi ten Ilja Pawłowicz, że Polki
gordyje i niedostupnyje. Prosto śmieszno i nie dziwię się, że z nas ludzie się
śmieją. Nie mówię, żeby zaraz tak jak Mordowcewa — ale czemu odwracać oczy od
młodego chłopca, dlatego że on oficer, i broń Boże, ruski? A że książę nam robi
zaszczyt, to my mamy dlatego być niewdzięczne? Przepraszam! To byłoby dopiero
nieładnie.
U nas
na ogól pojęcia przestarzałe i głupie, my wcale nie humanitarni i nie czujemy
się ludźmi, tylko Polakami; to jest szowinizm. I ty także byłaś szowinistką,
kiedy nie chciałaś rok temu powiedzieć „Miednego wsadnika". A już w tym
roku panny nabrały większego rozumu. Wernik, dlatego żeby dostać szifr,
nauczyła się „Chadżi Abreka", a potem, choć bez szifra, deklamowała z
wielkim patosem:
Mogucz,
bagat, auł Dżemat,
On
nikamu nie płatit dani!
I nie
ona jedna, bo i Daminowska także popisywała się po rusku.
A ty
w przeszłym roku wyprawiałaś takie awantury, że aż ciebie wypędzili! I po co?
Nie lepiej było zostać i przez ten rok tańczyć na balach, a może i Wielki
Książę byłby z tobą mówił jak ze inną. Wtedy i mnie, i innym wydawało się, że
ty bohaterka, ale teraz my już rozumniejsze i wiemy, że to na nic się nie
przyda. Co tam jakieś dwie, a choćby dwadzieścia i sto panien z Institutu,
pomoże ze swoim buntowaniem się, kiedy wszyscy "muszą robić, co każe
naczalstwo — czy instytuckie, czy inne — bo naczalstwo jest silne, a my słabi.
Kto ma władzę, ten rozkazuje, a kto nie ma, ten słucha. Wszędzie tak na
świecie. Tak i historia uczy. Albo nam źle teraz? Marny wszystko, co trzeba — i
szkoły, i poczty, koleje, i kraj wzbogaciał, i Polacy nie kłócą się między
sobą, jak dawniej, kiedy mieli swobodę. My wtedy nie potrafili jej używać. Tak
przyszli mocniejsi i zaprowadził porządek. Wszędzie i zawsze tak bywało. My do
polityki nie mamy zmyśla, to i lepiej, że nie mieszamy się, i nie robimy takich
głupstw jak król Sobieski, który Bóg wie po co i na co gonił aż pod Vienę, a
tymczasem w kraju były bezporządki i awantury. Nasi królowie nie umieli rządzić
i uciskali poddanych. Dlatego Chmielnicki powiedział: „Wolimo pod cara
wostocznawo, prawostawnawo".
I
Kozacy się zbuntowali przeciw naszym wielmożom i przeciwko królowi, a królowie
słuchali ciągle Jezuitów i gnębili każdą inną wiarę, gorzej od Ruskich. Przez
Jezuitów my przepadli, bo zamiast donkiszotować po świecie, trzeba było
pilnować porządku w kraju, toby tego wszystkiego nie było. A jak chcieli być
potężni, to czemu Sigismund III nie skorzystał i nie posadził swojego syna na
moskiewskim prestole , kiedy jego zapraszali? Wielka rzecz, że musiałby zostać
prawosławnym, toć toć chrzęścijańska wiara, a i Henryk IV zmienił religię, bo
sobie powiedział: „Paris vautune messe" . Nas fanatyzm i nietolerancja
zgubiły, a i to także, że my wszystkim wierzyli, tylko nie tym, co trzeba. Ot,
i taki Napoleon I. Dużo on nam zrobił? A choć Aleksander I przebaczył, że my
jemu pomagali przeciw Rosji, to Polacy byli niewdzięczni i zrobili rewolucję, a
potem jeszcze wozstanije. I teraz nam gorzej, jak mogło być bez buntów. Ciągle
my robili głupstwa i wcześniej czy później nas musieli pozbawić władzy, to u
nas były złe granice i ludzie bez rozumu. A teraz spokój, każdy zajmuje się
swoją robotą — Ruscy kupują u nas zboże, trzewiki, rękawiczki i my wzbogacamy
się. Czy to źle?
I
choćby taka Instituitka: jej dają patent, ona może zostać czastną uczitielnicą
i mieć dużo pieniędzy. A jak która skończy pensję, to jej patent tyle wart, co
zwyczajny list papieru. Ruscy nie tacy źli, jak nam się dawniej zdawało, tylko
nie trzeba z nimi ostro — oni tego nie lubią. I kto by lubił? Czy przyjemnie,
jak tobie ma złość robią? Im także niemiło. A ty w ostatnim liście dziwisz się,
że ja nie taka, jak byłam. Prawda: bo starsza i rozumniejsza, a ty nie nabrałaś
jeszcze rozumu. Dobrze pomyśl nad tym, co piszę, a przekonasz się, że prawda
moja".
Bohaterka ulegla niewatpliwie procesowi rusyfikacji. I nie oceniam czy to dobre zjawisko, czy zle. Kazdy ma inna perspektywe patrzenia na sprawy i inne doswiadczenia, ktore mu takie, a nie inne patrzenie wyrobily.
OdpowiedzUsuńTo prawda uległa, ale o dziwo w książce Eugenii Żmijewskiej nawet nieźle potoczyły się jej dalsze losy …. Natomiast mnie zastanowiło to czy wielu Polaków nie myśli podobnie jak bohaterka tego listu mimo tego, że list został napisany w czasie rosyjskich zaborów, czyli bardzo dawno temu. Jakiś czas temu usłyszałam, że Lech Wałęsa powiedział, że z Polski i Niemiec powinno się stworzyć jedno państwo… Stąd mój post .
UsuńRoznie ludzie mysla i maja rozne motywy postepowania . Mysle jednak, ze na proces naszego myslenia w danej sprawie wplywa bardzo mocno srodowisko, w ktorym sie obracamy. Znajoma wyemigrowala do Niemiec dobre 30 lat temu. Tu urodzilo sie jej kolejnych dwoje dzieci. Dla dobra dzieci- tak to mi tlumaczyli, tak pojmowali wtedy dobro swych pociech- zrezygnowali w domu z jezyka polskiego. Emigrowali w czasach komuny i nie robili sobie nadzieji na powrot do kraju. Uwazali wtedy jjezyk polski za nieprzydatny ich dzieciom, no i chcieli sie bardzo zasymilowac, wiec postawili na niemiecki. Dzieci owe jezyka ojczystego rodzicow nie znaja, a Polska to dla nich nic nie znaczacy, egzotyczny kraj . Razu ktoregos kuzyn Polak- historyk z wyksztalcenia, zarzucil owemu malzenstwu , ze jeszcze odpowiedza kiedys za to, ze nie nauczyli dzieci polskiego. Nie wiem jakby miala owa zaplata wygladac- grom z jasnego nieba powinien ich porazic, czy jakies inne licho? Niewatpliwie zas dzieciaki te, obecnie juz dorosli ludzie, nie maja kontaktu ze swoimi przodkami, bo nie potrafia sie z nimi porozumiec. Sa w sumie dzieciakami bez bogatej przeszlosci, historii, nie znajacy swych protoplastow. Nie wiem, czy w tym przypadku mozna powiedziec, ze bez tozsamosci- to chyba jednak nie do konca tak.
UsuńNo i mam znajomych, ktorzy wyemigrowali w tym samym czasie co opisywani przez mnie ludzie i swoje dzieci, pomimo wszystko, wyuczyli rodzimego jezyka. Pokazuja kraj swej mlodosci i przodkow. Ja tez tak chce dla mojej corki.
Ale ludzie sami musza podejmowac decyzje co dla nich jest dobre. ja np.: wiem, ze moim jezykiem myslenia jest jednak polski, ja mysle po polsku..i ten jezyk jest mi komunikacyjnie i emocjonalnie szalenie bliski:))
Polska ma trudną historię a ta trudna historia wpływa na losy poszczególnych ludzi. Może, dlatego ludzie szukając swojego nowego miejsca do życia chcą zapomnieć traumach przeszłości. Czytam w Internecie narzekania młodych ludzi, którzy nie widzą szans na szczęśliwe życie w Polsce i myślę, że nie chodzi tu tylko o pieniądze i karierę, ale tylko o zwykłe szczęśliwe życie pozbawione jakiś masakrycznych trudów. Być może stąd ta chęć zapomnienia o korzeniach, które jednak mogą być po prostu trudne.
UsuńDruga sprawa to, taka, że ludzie jak wyjeżdżają do jakiegoś kraju chcą się po prostu zaazsymilować, dostosować się do warunków miejsca, w którym są tylko przynajmniej przez jakiś czas gośćmi, więc nie dziwię się takim decyzjom. Mi moja mama zawsze powtarzała, że jak się jedzie do jakiegoś kraju to trzeba się do niego dostosować a nie go zmieniać. Pamiętasz jak pisałam u ciebie w sprawie mojej przynależności do kościoła katolickiego …
Jeśli chodzi o Niemcy to wiadomo, że mówienie w innym języku niż niemiecki było niemile widziane, więc tutaj ten czynnik mógł zaważyć a druga sprawa nie każde dziecko ma talent do języka obcego, więc niekiedy rodzice rezygnują z nauki języka, aby dziecka nie obciążać zwłaszcza, że język polski do najłatwiejszych nie należy.
Ludzie szukają szczęścia i spokoju nie zawsze mają siłę, aby walczyć z przeciwnościami i ponosić konsekwencje tej walki , niektórzy się poddają a czy możemy winić człowieka, za słabość charakteru? Chyba nie.
Szczescia i spokoju nie znajdziesz Iv zmieniajac li tylko kraj zamieszkania, jezyk i ludzi wokol.... Szczescie i spokoj to nasze wnetrze, ktore niekoniecznie bedzie zaspokojone gdzies indziej poprzez sama zmiane srodowiska.
UsuńTrudna historia wprowadza w nas smutek? Nie jestesmy jedynymi z trudna historia. Nie nam jednym trafil sie jakis trud...szczescia nie znajdziesz zmieniajac historyczna prawde, lub manipulujac nia. Lub amputujac sobie hostorie z zyciorysu...traci sie wtedy tozsamosc narodowa. W tym swiecie ludzie maja jeszcze poczucie owej tozsamosci, bo mamy swoja przeszlosc.....nie mozna ot tak, od reki wyzbyc sie przeszlosci, ktora nas uksztaltowala na takich ludzi jakimi jestesmy.
Co ta znajoma zyskala? W grono niemieckie, tak z pewnoswcia jakby chciala, sie nie dostala. Dla nich bedzie zawsze przyjezdna. Naplywowa. No bo ostatecznie taka tez i jest. No i sztucznie se podciela korzen z ktorego wyrosla.
Kto oni teraz? Ni to Polacy, ni to Niemcy?
Kiedy miala momenty frustracji to zarzucala swemu mezowi, ze ma zbyt polskie nazwisko. To kompleks a nie chec zmiany i szukanie szczescia.
Nacje sie z siebie podsmiewaja. My tez mamy swoje kawaly o Polakach, Ruskich i Niemcach...ci inni tez maja swoje wyobrazenia o nas. Czasami dosc smieszne, nieladne ( zlodzieje samochodow).
Chyba nie mozna od tego uciekac. Jedno co mozna zrobic to wziasc to na bary i tylko swoim wlasnym przykladem udowodnic, ze niekoniecznie te kawaly , wyobrazenia musza miec racje bytu, a na pewno nie wobec wiekszosci z nas:)
A poza tym...czlwoiek na serio mysli jakims jezykiem. jezeli jestes od dziecka uczona wyrazania mysli a poprzez to i siebie w jezyku polskim, to nie dasz rady sprawnie wyrazic sie , siebie w innym narzeczu. Nie dasz rady byc emocjonalna po swojemu w innym jezyku- bedzie wynikac z tego mnostwo nieporozumien. Nie wiem jak oni sobie poradzili? Dzieci faktycznie z polskim sa na bakier. Ona z mezem musieli sie prywatnie, intymnie porozumiewac po polsku, bo on, przynajmniej na poczatku, jezyka obcego ni w zab. Nie wiem...poza tym teraz przy tym ogolnoeuropejskiem braterstwie mowienie kilkoma jezykami jest cool. Szkoda- teraz polski by u ich dzieci zaprocentowal.
Wiem Aniu. Zapominanie o swojej przeszłości udawaniem kogoś innego niż się jest zawsze kończy się nienajlepiej. Prawdą jest także to, że trudno zasymilować się w nowym miejscu. Ja po prostu staram się zrozumieć ludzi, którzy próbują zmienić swoje życie na lepsze a odcinają się od tego, co złe. Żyjemy w czasach globalizacji gdzie mamy możliwość podróżowania, zmiany miejsca zamieszkania, szukania dla siebie właściwego miejsca tam gdzie czujemy się najlepiej. Nie zawsze tym miejscem jest kraj, w którym się urodziliśmy czy wychowaliśmy. Czasami swoje miejsce znajdziemy gdzie indziej, w innym państwie, języku, w innej mentalności. I to nie jest nic złego. Korzenie to piękna rzecz, ale i też ograniczająca. Ludzie, którzy nie mają korzeni łatwiej przychodzą zmiany. Tym, którzy są przywiązani do soków ziemi trudniej coś zmienić, trudno im zmienić miejsce mimo że źle się im w danym miejscu żyję.
UsuńMałżeństwu, o którym mi opowiedziałaś nie udało się osiągnąć tego, czego chcieli, po prostu przesadzili za bardzo z tą asymilacją nie zachowali złotego środka lub też wybrali zły kraj na emigracje, który aż tak bardzo nie akceptuje nowych przybyszów mimo ich chęci całkowitego zasymilowania.
Bohaterka, jakby to powiedziec albo nie widzi problemu głębiej,albo wygodnie stara się ustawic do sytuacji...Widzi Rosjan jako dobrych wujków i dobrych partnerów do handlu...Może myśli ma pokojowe,szlachetne,ale nie widzi dominacji Rosjan...widzi to co sama chce...czyli wszystkich żyjących w zgodzie...
OdpowiedzUsuńNie ma idealnego rozwiązania...sa zwolennicy kosmopolityzmu i wrogowie tegoż, myślę,że gdyby wszyscy mieli swoją odrębnośc,lubili wracac do korzeni,to tam gdzie teraz mieszkają nie miałoby znaczenia...jest jeden warunek-nic na siłę, a tego nie ma, to utopia, zawsze ktoś bedzie się uważał za lepszego, co z drugiej strony rodzi konflikty,a te grożą wojną....nie bdzie jednego państwa bez granic, bo są odrębności,różnice kulturowe, jak bedzie szanowane to...to i tak jak teraz jest w niczym nie bedzie przeszkadzało...natura człowieka jest jednak przekorna...i to będzie zawsze utopią...
gdyby bohaterka sprzeciwiła się Rosjanom,zobaczyłaby jakie są ich reakcje,jak by ją potraktowali...i szybko zmieniłaby zdanie..:))))
Zacytowałam tylko jeden z listów tej dziewczyny. Na samym początku była ona patriotką, ale z czasem, gdy widziała, co się działo z dziewczynami, które się buntowały zaczęła zmieniać swoje poglądy. Może wynikało to z tego, że nie była to osoba szczególnie bogata, więc nie stać ją była jak jej inne koleżanki na naukę w szkole za granicą a pensje polskie znaczyły tyle, co zwyczajny list papieru. Myślę, że widziała wiele i doskonale rozumiała ten świat, dlatego raczej jej wybory przyniosły jej szczęście. Przeczytaj książkę Eugenii Żmijewskiej Płomyk oraz Dpla możesz naleźć w Internecie na chomikuj. Jak chcesz mogę ci przesłać emailem…
UsuńJeśli chodzi o różnice kulturowe to się z tobą zgadzam świat bez granic to utopia nie każdy region świata jest na tym samym poziomie świadomości mimo dostępu do mediów i edukacji. Jedyne, co jest możliwe i tak ja to widzę bezbolesna integracja może być z państwami cywilizacjami zbliżonymi do siebie kulturowo np. Europa, Ameryka Północna i Południowa mogłyby tworzyć razem wspólny cywilizowany świat. Problem polega moim zdaniem w Europie, która dziwnym trafem nie chce się określić gdzie są jej kulturowe granice i za wszelką cenę chce rozszerzać się na wschód, który jest zupełnie odmienny od naszego świata, kręgu kulturowego. Z tego właśnie powodu mamy problemy z terroryzmem islamskich, wpuszczając ludzi, którzy do naszego świata i wartości są wrogo nastawieni.
Tokarczuk nie tyle wyraziła się negatywnie o Polakach i Polsce ile chciała pokazać,że naszej historii nie powinno się rozpatrywać w przekonaniu ,że nie ma w niej momentów za które powinniśmy się wstydzić.Każdy naród ma swoje ciemne momenty które powinny być przestrogą dla pokoleń
OdpowiedzUsuńTo prawda ,ale wydaję mi się ,że Tokarczuk nie do końca wyraziła się precyzyjnie stąd wielkie oburzenie wielu osób i na jej słowa .
Usuń