czwartek, 26 listopada 2015

Rosyjskie piosenki ...

          Rosja jest krajem specyficznym, dlatego bardzo mało Polaków wyjeżdża do Rosji w celach turystycznych. Wybieramy kraje zachodnie a co niektórzy arabskie. Rosja, mimo że jest naszym sąsiadem jest nam emocjonalnie odległa.  Większość  Polaków  nie   interesuje się kulturą rosyjską czy też językiem. Język rosyjski, jego brzmienie wydaję się hm śmieszne, chociaż niektórzy twierdzą, że ten język jest melodyjny.
           Nie dziwię  się temu, bowiem sama swoje myśli, marzenia, dążenia czy plany zawsze kierowałam ku krajom zachodnim szczególnie Francji a także Włochom, Hiszpanii a ostatnio krajom Ameryki Łacińskiej.

           Dziś  jednak postanowiłam skierować swój wzrok na wschód i podać  Wam parę fajnych piosenek w języku rosyjskim mi się one spodobały i mam nadzieję ,że i Wam także…

Игорь Корнелюк — Город, которого нет 

Ночь и тишина, данная навек,
 Дождь, а может быть, падает снег,
 Всё равно, бесконечно надеждой согрет,
 Я вдали вижу город, которого нет.

Где легко найти страннику приют,
 Где наверняка помнят и ждут,
 День за днём, то теряя, то путая след,
 Я иду в этот город, которого нет.

Там для меня горит очаг,
 Как вечный знак забытых истин,
 Мне до него последний шаг,
 И этот шаг длиннее жизни.

 

 Tату нас не догонят

Hочь- проводник, спрячь наши тени
За облака, за облаками.
Hас не найдут, нас не изменят,
Им не достать звёзды руками.


Свобода- Ария (Кипелов)

Надо мною - тишина,
 Небо, полное дождя,
 Дождь проходит сквозь меня,
 Но боли больше нет.
 Под холодный шепот звезд
 Мы сожгли последний мост
 И все в бездну сорвалось,
 Свободным стану я
 От зла и от добра,
 Моя душа была на лезвии ножа.

Я свободен, словно птица в небесах
 Я свободен, я забыл, что значит страх,
 Я свободен - с диким ветром наравне
 Я свободен наяву, а не во сне!

 

Miłego słuchania ;-)

sobota, 21 listopada 2015

Polski kosmopolityzm...


            Tegoroczne Święto Niepodległości odbyło się spokojnie bez podpaleń i niszczenia mienia publicznego jak bywało w latach poprzednich, chociaż incydenty się zdarzały.  To jak wygląda współczesny patriotyzm wiemy wszyscy, choć każdy z nas ma na pewno inne zdanie na ten temat. Ja jednak chciałam poruszyć temat trochę inny dotyczący bardziej polskiego kosmopolityzmu.  
            Niedawne słowa polskiej pisarki Olgi Tokarczuk wywołały fale oburzenia i ogromnej krytyki. Pisarka wyraziła się negatywnie o Polsce i Polakach twierdząc, ze Polacy byli kolonizatorami, właścicielami niewolników i mordercami Żydów itp. Nie będę komentowała tych słów, ale zastanowiły mnie one czy w niektórych Polakach nie dominuje kosmopolityzm i pewnego rodzaju, jeśli nie pogarda to pewien rodzaj obojętności w stosunku do Polski.
                  Wkleję Wam pewien list jednej z bohaterek książki Eugenii Żmijewskiej Płomyk,,Z pamiętnika instytutki". Autorka tego listu Albina Zapolska jest absolwentką rosyjskiego Instytutu Maryjskiego w Warszawie. Instytut Maryjski był rosyjską szkołą średnią dla mieszczan i szlachcianek w XIX  wieku.  Ciekawa jestem jak odbierzecie słowa Albiny Zapolskiej i czy wielu Polaków zgodziłoby się z treścią jej listu wszak jeszcze niedawno niektórzy uważali, że Polska bez Rosji sobie nie poradzi, … Co o tym myślicie?

List Albiny Zapolskiej do Koleżanki z Instytutu  Adeli  Żalińskiej

 „Ty ani najmniejszego pojęcia nie masz, jakie to było rozkoszne! My wszystkie z naszej klasy biało ubrane, ta w muśliny, ta w tiule, ta w jedwab. Ja miałam suknię grenadinową ze ślicznym błyskiem, ogon i decollete, a wiesz, u mnie biust mramorny — niedarmo Lew Iwanowicz tak chwalił, pamiętasz, tej nocy okropnej.
Uczesałam się do góry, włosy nie zaplecione, lecz skręcone. No, bez chwalby mogę powiedzieć, że byłam ładna — prawie taka jak Kisielewska, tylko, że ona błondinka, a ja briunetka. To jeszcze większa sztuka, jeżeli biała — prawda?
Na akt uroczysty przyjechał znowu Wielki Książę. To prawdziwy zaszczyt dla naszego Instituta. On przyjechał aż z zagranicy specialno. A taki krasawiec! I wyobraź sobie, moja ty droga, że nie tak jak w przeszłym roku na mnie nul uwagi. I owszem, ze wszystkich panien on ze mną najdłużej rozmawiał. Pytał, gdzie ja mieszkam? Czy mnie żal wychodzić z Instituta? Ja jemu odpowiedziałam, że chcę zostać pepinierką, a on do mnie:
— Nu, tak my zobaczymy się w przyszłym roku.
Tyle on do mnie powiedział. Pamiętam każde słowo. Takie szczęście! Mnie wszyscy zazdroszczą, i pomyśl, ja nie straciłam się,  jak on do mnie przemawiał. Skąd mi się wzięła taka śmiałość? Odpowiadałam jemu z początku głosem cieniutkim, ale potem zupełnie dobrze i nawet patrzyłam jemu w oczy. Ma śliczne, kare. Chciałoby się patrzeć i patrzeć.
           
  On własną ręką przypiął szifr Szachowej, strasznie jej zazdrościłam. Wernik dostała nagrodę, ale była bardzo smutna, bo jej się szifr a koniecznie chciało; ale niech będzie kontanta i z nagrody. Skończyło z naszej klasy tylko cztery Polki: ja, Józefska, Daminowska i Bradzińska. Pamiętasz, nas było piętnaście w zeszłym roku, ale wypędzili Łatkiewicz i ciebie, a potem przez ciebie te cztery, co podpisały głupi adres; zostało patem dziewięć, ale z tych pięć rodzice odebrali jeszcze na początku roku, przed Bożym Narodzeniem. Ja mam bardzo dobry patent i dostałabym nawet list pochwalny, gdyby nie to, że myślę o kawalerach więcej jak o książce. U mnie zdolności są, a ochoty mało. Józefska ma z nas czterech najgorszy patent, bo nie nabrała rozumu i czasem wygaduje głupstwa, i to dochodzi do naczalstwa.
Po akcie poszli my, kończące, do przełożonej i tam było dla nas śniadanie, i Jego Wysoczestwo z nami siedział przy jednym stole. Ja myślałam, że zwariuję ze szczęścia. Póki jedli, rozmawiał z naczalstwem, ale potem zrobił się cercle i do każdej przemówił słówko. Jaki on ma śliczny głos! A naturalny, nie napuszcza na siebie wielkości. Zapominasz, że on Wysoczestwo, i mówisz jak do zwyczajnego człowieka.
Nie myśl, że już na tym koniec. Gdzie tam! On nas jeszcze zaprosił z damami do Belwederu na podwieczorek. A tam, to nawet nie potrafię opisać, jak było. Ugaszczał nas jak prawdziwych gości. Byli jego adiutanci i dużo oficerów. My chodzili z nimi po ogrodzie. Do mnie przystał jeden gwardiejec, huzar. Pamiętasz, jak ja chciałam poznać gwardiejca?

No i spełniło się. Nie tylko poznałam, ale zachwyciłam go. Nie odstępował i bardzo chwalił Polki, że takich krasawic na świecie nie ma, tylko że one niedostupne i gordo się trzymają, ale za to jak która dobra, to choć klękaj i całuj nogi. Ślicznie to mówił, na koniec zapytał:
— A pani jaka, Albino Kazimierowno?
Ja nie chciałam, żeby miał złe wyobrażenie o Polkach, więc mówię:
— Pan się myli, my nie takie znowu dumne! A on patrzy na mnie i powiada: 
— Pani musi być z tych... dobrych.
Ale żebyś ty wiedziała, jak on patrzał! Jak gdyby doprawdy chciał uklęknąć i całować nogi; a ja miałam śliczne pantofelki złote.
Chodzili my pod rękę i on mówił, że Polki powinny być dobre dla Ruskich, to wszystko będzie dobrze. Ucieszył się bardzo, że ja zostanę pepinderką, bo jego przeniosą do Warszawy i będzie często bywał u przełożonej.
Rozmawiali my z pół godziny, a (tak, jak by się znali Bóg wie jak długo. Taki u nich łatwy sposób!
Na koniec trzeba było wracać. Jego Wysoczestwo nie cały czas był z nami, ale wyszedł nas pożegnać. My wtedy krzyknęły: „Hurra!", obstąpiły jego, i co która mogła, brała na pamiątkę. Poszarpały 'kitę z jego czapki i akselbanty. Każdej dostało się choć po maleńkim kłoczku. On się śmiał i nie mógł się wydostać, a jak my jego na koniec puścili, to podszedł do krzaka z różami, oberwał kilka i podał najbliżej stojącym. Wtedy wszystkie rzuciły się na niego i o mało nie rozerwały z wielkiego szczęścia.
To dopiero był dzień prawdziwie uroczysty i wielki! My o niczym innym mówić nie mogły, ja nawet zapomniałam powiedzieć Zarudnej, że mi się bardzo podobał ten Ilja Pawłowicz, który ze mną chodził pod ręką, ale jej to napiszę.
Pokłóciłam się z Józefską, bo ona mówi, że my wpadły w tielaczyj wostorg i że to nieładnie, a już Polkom nawet wstyd, bo co on o mas pomyśli?
Co ma pomyśleć? Że się nam podobał. Przecież prawda. Nie masz pojęcia, jaki on duszka, choć tak wielki i dużo mogący! Dobrze mówi ten Ilja Pawłowicz, że Polki gordyje i niedostupnyje. Prosto śmieszno i nie dziwię się, że z nas ludzie się śmieją. Nie mówię, żeby zaraz tak jak Mordowcewa — ale czemu odwracać oczy od młodego chłopca, dlatego że on oficer, i broń Boże, ruski? A że książę nam robi zaszczyt, to my mamy dlatego być niewdzięczne? Przepraszam! To byłoby dopiero nieładnie.
U nas na ogól pojęcia przestarzałe i głupie, my wcale nie humanitarni i nie czujemy się ludźmi, tylko Polakami; to jest szowinizm. I ty także byłaś szowinistką, kiedy nie chciałaś rok temu powiedzieć „Miednego wsadnika". A już w tym roku panny nabrały większego rozumu. Wernik, dlatego żeby dostać szifr, nauczyła się „Chadżi Abreka", a potem, choć bez szifra, deklamowała z wielkim patosem:

Mogucz, bagat, auł Dżemat,
On nikamu nie płatit dani!

I nie ona jedna, bo i Daminowska także popisywała się po rusku.
A ty w przeszłym roku wyprawiałaś takie awantury, że aż ciebie wypędzili! I po co? Nie lepiej było zostać i przez ten rok tańczyć na balach, a może i Wielki Książę byłby z tobą mówił jak ze inną. Wtedy i mnie, i innym wydawało się, że ty bohaterka, ale teraz my już rozumniejsze i wiemy, że to na nic się nie przyda. Co tam jakieś dwie, a choćby dwadzieścia i sto panien z Institutu, pomoże ze swoim buntowaniem się, kiedy wszyscy "muszą robić, co każe naczalstwo — czy instytuckie, czy inne — bo naczalstwo jest silne, a my słabi. Kto ma władzę, ten rozkazuje, a kto nie ma, ten słucha. Wszędzie tak na świecie. Tak i historia uczy. Albo nam źle teraz? Marny wszystko, co trzeba — i szkoły, i poczty, koleje, i kraj wzbogaciał, i Polacy nie kłócą się między sobą, jak dawniej, kiedy mieli swobodę. My wtedy nie potrafili jej używać. Tak przyszli mocniejsi i zaprowadził porządek. Wszędzie i zawsze tak bywało. My do polityki nie mamy zmyśla, to i lepiej, że nie mieszamy się, i nie robimy takich głupstw jak król Sobieski, który Bóg wie po co i na co gonił aż pod Vienę, a tymczasem w kraju były bezporządki i awantury. Nasi królowie nie umieli rządzić i uciskali poddanych. Dlatego Chmielnicki powiedział: „Wolimo pod cara wostocznawo, prawostawnawo".
I Kozacy się zbuntowali przeciw naszym wielmożom i przeciwko królowi, a królowie słuchali ciągle Jezuitów i gnębili każdą inną wiarę, gorzej od Ruskich. Przez Jezuitów my przepadli, bo zamiast donkiszotować po świecie, trzeba było pilnować porządku w kraju, toby tego wszystkiego nie było. A jak chcieli być potężni, to czemu Sigismund III nie skorzystał i nie posadził swojego syna na moskiewskim prestole , kiedy jego zapraszali? Wielka rzecz, że musiałby zostać prawosławnym, toć toć chrzęścijańska wiara, a i Henryk IV zmienił religię, bo sobie powiedział: „Paris vautune messe" . Nas fanatyzm i nietolerancja zgubiły, a i to także, że my wszystkim wierzyli, tylko nie tym, co trzeba. Ot, i taki Napoleon I. Dużo on nam zrobił? A choć Aleksander I przebaczył, że my jemu pomagali przeciw Rosji, to Polacy byli niewdzięczni i zrobili rewolucję, a potem jeszcze wozstanije. I teraz nam gorzej, jak mogło być bez buntów. Ciągle my robili głupstwa i wcześniej czy później nas musieli pozbawić władzy, to u nas były złe granice i ludzie bez rozumu. A teraz spokój, każdy zajmuje się swoją robotą — Ruscy kupują u nas zboże, trzewiki, rękawiczki i my wzbogacamy się. Czy to źle?
I choćby taka Instituitka: jej dają patent, ona może zostać czastną uczitielnicą i mieć dużo pieniędzy. A jak która skończy pensję, to jej patent tyle wart, co zwyczajny list papieru. Ruscy nie tacy źli, jak nam się dawniej zdawało, tylko nie trzeba z nimi ostro — oni tego nie lubią. I kto by lubił? Czy przyjemnie, jak tobie ma złość robią? Im także niemiło. A ty w ostatnim liście dziwisz się, że ja nie taka, jak byłam. Prawda: bo starsza i rozumniejsza, a ty nie nabrałaś jeszcze rozumu. Dobrze pomyśl nad tym, co piszę, a przekonasz się, że prawda moja".


niedziela, 15 listopada 2015

Solidarni z Francją !


Solidarni z Francją, solidarni z ofiarami zamachów terrorystycznych w Paryżu.! 
Dziś każdy jest Francuzem lub  Francuzką !