piątek, 24 lutego 2023

Z okazji rocznicy -Wywiad z Julią Tymoshenko

          Dzisiaj mija pierwszą  rocznica wojny, która wybuchła na Ukrainie. Zmienił się świat i zmieniliśmy się my. Chociaż bezpośrednio wojna nas nie dotyczy, wiec z czasem emocje, które były na samym początku już opadły i patrzymy na to, co się dzieje z pewnym dystansem. Przynajmniej ja ochłonęłam. 

             Media pokazują nam głownie krwawe obrazy z tego, co dzieje się w Ukrainie, ale prawda jest taka, że nie na całym terytorium Ukrainy jest wojna. Rosja skupia się tylko na niektórych rejonach. W reszcie kraju ludzie normalnie żyją, pracują, chodzą do szkoły a politycy z zagranicy jadą do Ukrainy tam i z powrotem bez jakiś specjalnych trudności. 

          Więc jak wygląda naprawdę sytuacja Ukrainy?  Trudno powiedzieć. Mi się wydaje, że coś z tą wojną jest nie tak, ale jeśli rozwinę na blogu te moje wątpliwości to albo mi bloga zablokują, jako propagadne rosyjską albo w najlepszym wypadku uznają, że uwierzyłam w teorie spiskowe, dlatego się powstrzymam …

A teraz wkleję wam wywiad z Ukrainką (  jej pierwszy wywiad wklejałam już na blogu) Opisuje ona jak wygląda jej życie w Ukrainie podczas wojny. Nie jest wbrew pozorom tak tragicznie jak pokazują w mediach. 

 


 

Pierwszy raz rozmawiałyśmy 17 lutego, tydzień przed wojną. Świat od tego czasu kompletnie się zmienił.

Julia Tymoszenko: O tym, że jest wojna, poinformował mnie o 5 nad ranem kolega ze Stanów. Początkowo nie wierzyłam. Myślałam, że Amerykanie coś przeinaczyli, ale chwilę później usłyszałam potworny huk za oknem. Zrozumiałam, że to nie są petardy. Za chwilę były kolejne wybuchy, słychać było wojskowe samoloty, przyjaciel wysłał mi screen, że nad Ukrainą nie latają żadne samoloty. Zaczęła się wojna.

Jaka była twoja reakcja?

Histeria i panika. Szok. Gdy pierwszy raz rozmawiałyśmy, mówiłam ci, że większość znajomych przygotowała sobie już bagaż na wypadek, gdyby trzeba się było szybko ewakuować. Ja tego nie zrobiłam. Może dlatego, że to oznaczałoby, że ta sytuacja jest naprawdę realna? Do końca wierzyłam, że to się nie stanie.

Od razu zdecydowałaś, że wyjeżdżasz z Kijowa?

Początkowo tato chciał, żebym przyjechała do Zaworyczi, wsi na północ od Kijowa w stronę Czernihowa, ale szybko zrozumieliśmy, że to nie będzie bezpieczne miejsce. Po Kijowie trudno się było przemieszczać — metro działało tylko tam, gdzie wagony są pod ziemią, ja akurat mieszkam na lewym brzegu Dniepru i tu kolejka jest naziemna. Zostały taksówki, których cena podskoczyła dziesięciokrotnie. Następną noc spędziliśmy w piwnicy naszego domu, gdzie zorganizowaliśmy schron. Gdy Rosjanie zaczęli ostrzeliwać cywilne budynki, nie było już na co czekać. Taksówkarz nas pospieszał: "szybciej, bo za granicą Kijowa stoją już czołgi". Wtedy nie wiadomo było, jak szybko wejdą. Wsiadłyśmy w pociąg i wyjechałyśmy z Kijowa. Zabrałam mamę i jesteśmy teraz w domu kolegi z pracy pod Tarnopolem. Nigdy wcześniej u niego nie byłam.

 

Trzeba było mieć bilet, żeby wyjechać?

Nie, na cały tłum ludzi bilety miały może trzy osoby. UkrZaliznycia (ukraińskie koleje państwowe — przyp. red.) ich nie wymagała. Pociąg był zapchany, w przedziale zamiast ośmiu osób było nas po piętnaścioro, do tego psy i koty. Ale szczęśliwie dojechałyśmy do Tarnopola.

Co mogłaś zabrać ze sobą?

Dużo podróżowałam, więc wszystkie dokumenty miałam w jednym miejscu. Ale nie przygotowałam innych rzeczy i bardzo tego pożałowałam. Bo jak zdecydować w dwie godziny, co zabrać ze swojego całego życia? Wpadłam w histerię, ale na szczęście w sieci była lista, co w takim bagażu powinno się znaleźć. Spakowałam się według tego, co tam było. Ale jakie ubrania zabrać? Przecież nie wiesz, na jak długo uciekasz. Masz nadzieję, że zaraz wrócisz, a jednocześnie dopuszczasz możliwość, że wyjeżdżasz na długo, a być może nie będziesz mieć do czego wrócić, bo budynku już nie będzie.

Wzięłam okulary, leki, dwie pary butów i dwie pary wygodnych spodni, dwie koszulki, bluzę i sweter, który mam na sobie. Spakowałam też kremy do twarzy. Gdy je brałam, zastanawiałam się, czy to ma jakikolwiek sens w sytuacji zagrożenia życia, ale cieszę się, że to zrobiłam, bo teraz mam moment w ciągu dnia, w którym myślę, że dbam o siebie i opiekuję się sama sobą. Przyjaciółka, z którą uciekłam, zabrała farbę do brwi. Może to absurd, gdy uciekasz przed wojną, ale dzięki temu ona czuje, że nie wszystko straciła.

Czy wasz blok wciąż jest cały?

Mamy z sąsiadami wspólną grupę na komunikatorze — wiem, że wielu z nich zostało, budynek jeszcze stoi, ale nie wiadomo jak długo. Każdy dzień zaczynamy od sprawdzenia, czy Kijów jeszcze stoi, czy Ukraina walczy.

Gdy stałam na peronie, czekając na pociąg, płakałam. Miałam poczucie, że zdradzam swoje miasto, że mogłabym się tam przydać. Uspokajamy się z przyjaciółmi, że jaki pożytek byłby z nas, gdybyśmy ciągle musieli siedzieć w piwnicy.

Dziś Rosjanie zrzucili bomby na Iwano-Frankiwsk i Łuck. Rozmawiacie o tym, co będzie, jeśli Rosjanie zaczną regularnie atakować także miasta na zachodniej Ukrainie?

Już zrozumiałam, że nie można nie myśleć i nie spodziewać się najgorszego. Rzeczywistość zmusiła mnie, bym zmieniła strategię. Przed chwilą rozmawiałam z tatą, który został na swojej wsi razem z rodzicami mojej mamy. Zaworyczi są częściowo okupowane przez rosyjskie wojska. W okolicy Browarów toczą się ciężkie walki. Tylko wczoraj ukraińska armia zniszczyła tam kolumnę rosyjskich czołgów. Tam, gdzie bawiłam się w dzieciństwie, są teraz spalone, porzucone czołgi wroga. Abstrakcyjny obrazek. To wciąż mnie szokuje.

Jak Rosjanie zachowywali się po wejściu do wsi?

Z tego, co opowiada mój tato, trochę strzelali. Zniszczyli kilka domów, zginęli nasi sąsiedzi. Podpalili też zabytkową cerkiew. Myślę, że zrobili to specjalnie, bo dzwonnica cerkwi jest dość wysoka i służyła mieszkańcom do obserwowania okolicy. Spalenie jej nie było przypadkiem. Dziadkowie mają dom tuż obok, od wybuchu wyleciały im wszystkie okna. Na szczęście dom ojca nie ucierpiał, nie stoi w centrum wsi.

Mieszkańcy opowiadają, że rosyjscy żołnierze to przeważnie młodzi mężczyźni, 19 i 20-letni. Są głodni, włamują się do sklepów i kradną, co wpadnie im w ręce. Wyważyli drzwi w przedszkolu, zabrali stamtąd materace i poduszki. Kilku przyszło przenocować, wyrzucili właścicieli z domu, ale nie zrobili im krzywdy. Po prostu chcieli się wykąpać i przespać w normalnych warunkach. Z domu zniknęły bokserki i skarpety. Żartujemy sobie, że druga najsilniejsza armia świata walczy w majtkach z mojej wsi. To oczywiście bardzo śmieszne, gdyby nie było takie straszne. Bo ludzie giną.

Dlaczego twój tato został?

Gdy rozmawiałyśmy przed wojną, mówiłam ci, że on nie wyjedzie z kraju, nie chce nawet zostawić rodzinnej wsi. Angażuje się w działania obrony terytorialnej, chodzi na nocne czuwanie, pomaga sąsiadom, opiekuje się moimi dziadkiem i babcią, którzy też tam zostali. Nie wyjadą. Nie ma już o tym nawet rozmowy.

Ja natomiast musiałam mu obiecać, że jeśli na zachodniej Ukrainie zrobi się niebezpiecznie, zabiorę mamę z Ukrainy. Jestem w szczęśliwej sytuacji, bo mam wielu znajomych za granicą, którzy oferują mi swoją pomoc. Ale też nie chcę jeszcze emigrować. Wydaje mi się, że jeśli przekroczę granicę, to moje samopoczucie będzie znacznie gorsze niż wtedy, gdy stałam na dworcu, opuszczając Kijów. Może to błąd, ale odkładam tę decyzję na ostatni moment.

Rodzina taty jest już w Polsce, w Toruniu. Mówią, że zostali niesamowicie ciepło przyjęci, że Polacy wspierają ich, nawet pomniki i autobusy są udekorowane ukraińskimi flagami. Wspaniale słyszeć takie wiadomości, to bardzo wzruszające.

Jak wygląda teraz twoje życie? Da się pracować w takich warunkach?

Zobacz także Bardzo trudno. Pracuję online i moja firma podeszła do sprawy z wielkim wyczuciem. Myślę, że od przyszłego tygodnia zacznę już o tym myśleć, ale na razie po prostu się nie dało. Mama pracuje w miejskim przedsiębiorstwie kanalizacji w Kijowie, a takiej pracy nie da się wykonywać zdalnie. Na razie nie zwalniają pracowników, ale nie do końca wiadomo też, co będzie z wynagrodzeniem. Wewnętrznym uchodźcom pomagają inni ludzie, przyjaciele, rodzina, kto może.

Prezydent Zełenski zapowiedział, że każdy, kto z powodu wojny stracił pracę lub możliwość jej wykonywania, otrzyma 6 tys. hrywien. To bardzo mało, wystarczy może na jedzenie.

Widziałam u ciebie post twojego kolegi, który opisuje Ukrainę jako wolne, odbudowane państwo za 10 lat. Wielu rozmówców z Ukrainy podkreśla, że w tej trudnej chwili pomagają im memy, ale są też głosy krytyczne wobec śmieszkowania z wojny. Co o tym myślisz?

Jeśli ktoś ma w sobie na to przestrzeń, to warto patrzeć na sytuację z humorem. Ja mam momenty, gdy czuję się lepiej i wtedy patrzę na memy, ale nie zawsze mam na to ochotę.

Nadzieja jest nam potrzebna, ale plany to mogę sobie robić najwyżej na tydzień do przodu, a realnie na dzień lub dwa. O przyszłości nie rozmawiamy.

Co ci pomaga?

Pomaga mi rozmowa z przyjaciółmi, szczególnie tymi z Ukrainy, Polski i Litwy, którzy rozumieją, co przeżywam. Wiem, że znajomi z Ameryki Południowej też się martwią, chcą mnie wesprzeć, pytają, jak się mam, ale nie rozumieją, co się tu dzieje, nie żyją w takim strachu, jak my tutaj. Żyją swoim życiem i dzielą się nim w mediach społecznościowych. Rozumiem to, ale nasze emocje dziś są zupełnie inne.

Obserwuję też swoje reakcje i nie wmawiam sobie, że jest super, jeśli nie czuję się dobrze. Pozwalam sobie płakać, gdy jest mi smutno i mam taką potrzebę. Wielu ludzi pisze "nie poddawajcie się emocjom", ale ja się z tym nie zgadzam. Płacz pomaga mi poradzić sobie z bezsilnością. Wszyscy jesteśmy emocjonalnie rozchwiani, to oczywiste, nikt z nas nie przygotował się na wojnę. Do tego nie można się było przygotować.

 https://noizz.pl/wywiady/wojna-w-ukrainie-julia-uciekla-z-kijowa-ale-rodzina-zostala-na-wsi-gdzie-tocza-sie/x3ldleq

 

czwartek, 9 lutego 2023

Aleksander Krawczuk -Ambasador Antyku !

           Niedawno dożywszy 100 lat zmarł profesor.  Aleksander Krawczuk wybitny krakowski historyk i znawca oraz promotor starożytności. Fascynowała go starożytna Grecja i Rzym, ale cenił i promował także naszych rodzimych słowiańskich bogów. Co mnie nie dziwi, bowiem pogaństwo jest fascynujące bez względu na obszar jego panowania.Przedstawiam Wam jeden z jego ciekawych wywiadów.


Wojciech Jan Rudny: - Jak się Pan czuje widząc, że idee Renesansu, inaczej mówiąc odrodzenia antycznych wartości pogańskich (nie bójmy się tego słowa), które Pan głosił przez wiele lat, i nadal przecież głosi, wciąż żyją i mają także poza Panem swoich wiernych wyznawców w naszym kraju? Dodajmy, że obecnie pochwała antyku i pogańskiego stylu życia może zwiastować w Polsce kłopoty, bo przecież – to nawet wie każde dziecko – nie warto narażać się przedstawicielom dominującego w Polsce Kościoła katolickiego.

AK: - Proszę pana, ja jestem głosicielem radosnej nowiny: bogowie powrócili! I to da się ująć w czterech punktach: radość ciała; w tym igrzyska, sport. Po drugie: radość seksu za obopólną zgodą. Seks jest zasługą w oczach bogów nieśmiertelnych – nie grzechem. Po trzecie: radość poznawania, czyli prawdziwy kult nauki. Wreszcieśmy zerwali z tym poglądem, że prawda ostateczna została objawiona. My naszym słabiutkim umysłem, tą latareczką naszego rozumu, usiłujemy rozświetlić mroki, które nas otaczają. Na piętnaście wieków udało się chrześcijanom przerwać rozwój nauk. Bo jeśli jest prawda objawiona, to po co jej w ogóle szukać? Ale powoli, powoli od czasów Renesansu my wracamy do tego, że jedyne co mamy to nasz rozum. I odkrywamy wspaniałość wszechświata. I wreszcie po czwarte: radość demokracji. Została ona stworzona przez Greków i zaszczepiona w Rzymie, gdzie przez wiele wieków była republika, samorząd. Otóż dzisiaj też głosimy, że demokracja jest najlepszym z możliwych ustrojem i powinna panować wszędzie – również w Kościele. Przy czym z Kościołem będzie najtrudniej, bo Kościół jest antydemokratyczny; teokracja i feudalizm – to jest przeżytek Średniowiecza.

WJR- Czy zgodzi się Pan z tym, że po 1989 r. możemy mówić w Polsce o recydywie saskiej saskiej? Z roku na rok widzimy przecież, jak katolicyzm usiłuje zawłaszczyć wszystkie sfery życia naszego narodu: religia katolicka wróciła do świeckich szkół, katoliccy księża są w nich nauczycielami wynagradzanymi przez państwo. Święci się nie tylko sale zebrań rad miejskich, ale i baseny, a nawet pojazdy mechaniczne… Buduje się coraz więcej kościołów, kapliczek... Batalia o krzyże wydaje się nawet przegrana, pomimo że jesteśmy w Unii Europejskiej… A ostatnio prezydent Łodzi wydawałoby się, że poważny człowiek, niejaki Jerzy Kropiwnicki, zaproponował, żeby dzień legendarnych magów perskich, tzw. trzech króli, uczcić w Polsce pobożnym nieróbstwem. Pomimo że wprowadzenie kolejnego dnia wolnego od pracy spowoduje straty finansowe (szacowane na 5,7 mld zł) przedsiębiorstw i niestety dalsze redukcje etatów…

AK: - W naszym państwie są pewne siły i tendencje zmierzające do utworzenia państwa wyznaniowo-policyjnego. To jest oczywiste, to widać gołym okiem. Nawet Trybunał Konstytucyjny ulega tym naciskom. Idziemy w kierunku państwa wyznaniowo-policyjnego, ale może to potrwać jakiś czas, skazane jest jednak na niepowodzenie…

WJR:- Gdyby nie Unia Europejska pewnie byłoby jeszcze gorzej?

AK: - No właśnie, jest jednak Unia; jest ta erozja systemu dokonująca się niejako samorzutnie od wewnątrz.

WJR:- Panie Profesorze przyzna Pan, że w Polsce niezwykle trudna jest droga, jaką Pan przebył, tj. od chrześcijaństwa do kultu bogów, nauki, radości życia i rozumu, słowem - pogaństwa?

AK: - Jest bardzo trudną rzeczą oderwanie się od pewnych wręcz nawyków. Bo Kościół bardzo mądrze postępuje od najmłodszych lat wszczepia nam pewne nawyki, np. masz odmawiać taki paciorek, masz chodzić do kościoła, masz dać na tacę, masz się spowiadać – jeśli tego nie uczynisz, grozi ci... I teraz psychicznie sytuacja wewnętrzna ludzi jest taka, że jeśli zdarzy się coś dobrego, to zawdzięczam to łasce Boga. A jeśli zdarzy się coś złego, to skutkiem tego, że zaniedbałem pójść do kościoła, zaniedbałem się pomodlić…

WJR- Nie wydaje się Panu, że religia katolicka w Polsce jest właściwie tylko kwestią swoiście pojmowanej tradycji, konformizmu i zawsze brak było u nas jakiejś głębszej refleksji teologicznej?

AK: - Podobnie jak u schyłku starożytności udział w obrzędach był dowodem przynależności do pewnej tradycji, wspólnoty; religia była kwestią tradycji, udziału w obrządkach, pewnego konformizmu społecznego. Natomiast nikogo nie interesowały spory teologiczne. I proszę zwrócić uwagę, że w Polsce nikogo teologia nie interesuje. Próbował wzbudzić zainteresowanie kwestiami teologicznymi Leszek Kołakowski, publikując książki pod bardzo takimi zaskakującymi tytułami: Czy Szatan może być zbawiony?, Czy Bóg jest szczęśliwy? Tego typu książki. Ale to nie wywołało nawet żadnego echa…

WJR- Panie Profesorze znam i takich młodych ludzi, którzy nie wierzą w to, czego uczy Kościół, ale brali udział w bierzmowaniu ze względu na… prezenty.

AK: - Ja spotkałem chłopców, którzy pytali: a czy można by nie iść do komunii, a dostać prezenty?

WJR- Zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że nasza polska i katolicka religijność jest bardzo płytka?

AK: - Polska zawsze była krajem o płytkiej religijności w sensie teologicznym. Poważny stosunek do kwestii teologicznych mieli arianie, ale jak pan wie, zostali przegnani. Potem nastąpiła tylko religijność obrządkowa. Wie pan, jeśli chodzi o różnice między katolicyzmem a protestantyzmem można taki obraz pewien podać: w środkach komunikacji masowej to się właściwie nie zdarza, żeby młody człowiek ustąpił miejsca starszemu. A to byłby przecież dobry uczynek w sensie chrześcijańskim. Natomiast, jeśli np. przejeżdża pan tramwajem koło kościoła, to bardzo wielu zdejmuje czapkę, żegna się. I to jest różnica między religią uczynku, a religią obrzędową. To jest najistotniejsza różnica między katolicyzmem, a ewangelicznym chrześcijaństwem. Kwestia praktyki. Religię trzeba praktykować. W gruncie rzeczy praktykującym jest ten, kto wykona dobry uczynek. A obrzędowcami są ci, którzy ograniczają religię tylko do gestów.

WJR- Czyli w Polsce mamy jedynie obrzędowość?

AK: - Wyłącznie, od wieków…

WJR- Czy można zatem powiedzieć, że katolicyzm jest martwy jako pewien system etyczny, bo nie wpływa specjalnie na moralność swoich wyznawców?

AK: - Polacy jako naród bardzo katolicki zarazem należą do narodów o bardzo niskim poziomie społecznej moralności. Są niemoralni wręcz. Przez to, że kładzie się nacisk na obrzędowość. Za granicą, na Zachodzie Polak postrzegany jest jako pijak, złodziej… Ogólnie rzecz biorąc katolicyzm jest religią moralnie rozleniwiającą, a myślowo właściwie ogłupiającą. Bo co ma myślowo do zaoferowania?

WJR- Czy wierzy Pan, że jest możliwe stworzenie religii w nawiązaniu do ideałów antycznych bądź rekonstrukcja dawnych wierzeń.

AK: - Ona wróciła. Nie musimy jej nawet tworzyć.

WJR- Mnie np. odmówiono publikacji wywiadu na portalu Racjonalista.pl z przedstawicielami greckiej grupy wyznaniowej, odwołującej się do dawnych bogów Hellady, modlącej się do nich. Racjonaliści niemal pukali się po głowie, kiedy przesłałem im ten wywiad…

AK: - Modlenie się do bogów to jest kwestia pewnego gestu, to nie ma wielkiego znaczenia. To jest kwestia pewnego ukłonu w stronę tradycji. Bardzo sympatycznego i mającego swój sens. Bo widzi pan: politeizm sam w sobie jest wartością. Bardzo groźną rzeczą jest monoteizm. Sama idea monoteizmu: jedna tylko prawda i koniec.

Proszę zwrócić uwagę, że my - dzięki politeizmowi - w starożytności nie mieliśmy żadnych wojen religijnych.

WJR- Pojawiły się dopiero w momencie chrystianizacji Europy…

AK: - Chrześcijaństwo, powiedzmy sobie szczerze, to jest religia obca – bliskowschodnia, azjatycka. Mówi się, że wniosła wielkie wartości. Jakie wielkie wartości? Dekalog? To znaczy, że przedtem w Grecji, Rzymie można było mordować? To było tak samo karane, jak wszędzie. Pierwsze przykazanie mówi: nie będziesz miał innych bogów przede mną. To jest przykazanie dla ludu Izraela. To jest ich bóg. A inni bogowie mogą być sobie. Poza tym niech pan zwróci uwagę na przykazanie „nie zabijaj”. Wkraczamy do Ziemi Świętej i co robimy? Zdobywamy Jerycho i mordujemy wszystkich i wszystko, nawet zwierzęta. Tak przykazał Pan, który przed chwilą mówił: nie zabijaj. Ale obcych możesz zabijać. Niech Pan zwróci uwagę, że katolicyzm wyrzucił drugie przykazanie. To, które mówi: Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach, pod ziemią!

WJR- Można powiedzieć, że jest to zwycięstwo pogaństwa, też w Kościele. Prawda?

- Tak. Kościół musiał ustąpić i od tego się zaczęło. Wzięto z pogaństwa to, co jest najbardziej powierzchowne - np. kult obrazów, posągów - a nie wzięto tego, co jest najsympatyczniejsze: otwartość, tolerancja...

WJR- Chyba cesarz Hadrian mówił, że chrześcijanie tak naprawdę to czczą tylko mamonę…

AK: - Tak, niestety do tego to wszystko się sprowadza. Historycznie patrząc, tak naprawdę zawsze zwyciężają arcykapłani. Kościół zorganizowany. Jaki był w Izraelu i jaki jest obecnie. Ludziom to imponuje. I szaty, i piękno, i dostojeństwo, obrzędy... Patrzę na chrześcijaństwo ogólnie jako na religię obcą naszemu duchowi europejskiemu, nie wnoszącą nic właściwie nowego.

WJR- Tylko w Polsce ciężko jest ludzi przekonać do takiego poglądu.

AK: - Nie da się przekonać, bo wpojono, że to jest nasza tożsamość. To jest nieszczęście pewne, to utożsamienie z Kościołem, który prowadził zawsze swoją politykę.

WJR- Czy do Pana przemawiają ideały socjalistyczne, czy niespecjalnie?

AK: - Wie pan, jak się patrzę na to, co się dzieje obecnie, to myślę, że jednak socjalizm miał swoje wartości. Proszę zwrócić uwagę, że w Polsce od 20 lat ludności ubywa. Dlaczego? Dlaczego w czasach PRL-u ludności przybywało? Dlatego, że było poczucie pewnej stabilności i pewnego bezpieczeństwa socjalnego. Była zapewniona praca, zapewniona opieka nad dziećmi: żłobek, przedszkole itd., zapewnione wczasy. To wszystko rzutowało na inne nastawienie. Im więcej będę miał dzieci, tym będzie lepiej. Krzywda mi się nie stanie. Żyło się ubogo, ale spokojnie i bezpiecznie. To wszystko nagle zostało przerwane. Polska obecnie należy – obok Słowacji – do krajów o żadnym wręcz przyroście demograficznym. Moi młodzi krewni, którzy pracują w Anglii mówią, że będą mieli dzieci, ale w Anglii. Tam jest opieka nad dziećmi, a tutaj była w czasach PRL-u. Nie ma jej obecnie.

WJR- Rola państwa ograniczyła się do poborcy podatkowego…

AK: - I do wysprzedawania ruin po PRL-u. Ale jak się to skończy, nie wiadomo. Jest olbrzymi dług wewnętrzny. To je groźne. Mówi się, że w Polsce była komuna. Ale tak naprawdę nigdy nie mieliśmy komunizmu. Polska była jedynym krajem w bloku, gdzie nie było kolektywizacji. Była jedynym takim krajem, gdzie Kościół był taką potęgą.

WJR- Początkowo religia była nawet w szkołach…

AK: - Potem to zniesiono, ale to było dobre. Jak się wychodziło ze szkoły, to religia była czymś z własnego wyboru. To miało swoją wartość. A teraz stała się jednym z przedmiotów nauczania. Nic więcej. Przedmiotem, którego można unikać; nie chodzić. Tak samo się nie uczyć, jak matematyki, historii.

WJR- Czy uważa Pan, że Kościół będzie w Polsce dążył do unicestwienia lub przynajmniej wyciszenia innych niż katolicki światopoglądów?

AK: - Kościół ma taką dewizę: Totus tuus, cały twój. Każdy człowiek, całe społeczeństwo powinno być oddane Bogu.

WJR- I zawsze wykorzystuje się postać Jezusa Chrystusa…;

- To jest myślenie totalistyczne. Kościół nigdy z tego nie zrezygnuje. Ale z drugiej strony dokonuje się coś tak wewnątrz ludzi, tak samoczynnie, od dołu. Wracamy do czasów, takich jak w czasach mojej młodości, przedwojennych. Być bardzo religijnym, to była sprawa ludzi starszych. Wśród ludzi młodych nie wypadało nawet być za bardzo religijnym.

WJR- A Pan nie miał nigdy pokusy wrócić do chrześcijaństwa?

- Ja się czuję pogańskim chrześcijaninem. Ja nie neguję tego, czego nauczał Chrystus. To jest piękne. Czego nauczał? Łagodnie mówiąc, był krytycznie nastawiony wobec arcykapłanów i ówczesnego kleru. Dalej ostro krytykował religijność na pokaz. Głosił, jeżeli się modlisz, zamknij się w komórce swojej. Ale dziś w polskim katolicyzmie nikt nie potrafi się tak modlić! Ojcze nasz i zdrowaśki, ale własnymi słowami, kto potrafi? Odwykliśmy od tego. Chrystus nie był, jak pan wie, przyjacielem bogaczy. Za to wszystko zapłacił. Został z poduszczenia ówczesnych arcykapłanów skazany na śmierć przez Rzymian. Rzymianie poszli na to, bo w ogóle nie rozumieli, o co chodzi w tych żydowskich sporach i konfliktach.

WJR- Ale Pan nie uczestniczy w praktykach religijnych?

- Proszę Pana, ja się uważam za człowieka głęboko religijnego. Obecnie prawdziwie religijni są ludzie zwani popularnie ateistami. Bo tylko ateista jest głęboko pokorny wobec zagadki, że w ogóle cokolwiek istnieje. On nie wyobraża sobie Boga na wzór i podobieństwo swoje, jako osobę. Ale rozumie ogrom tej zagadki. Przerażającej zagadki. To jest religijność. Człowiek prawdziwie religijny nie wie, co go czeka po śmierci, nawet się o tym nie myśli, chce żyć możliwie przyzwoicie. Ale jest pełen pokory wobec tej, jak powtarzam, zagadki, że w ogóle cokolwiek istnieje.

WJR- Pracuje Pan nad najnowszą książką, która ma się wkrótce ukazać nakładem wydawnictwa „Iskry”. Czy może Pan powiedzieć coś więcej na jej temat?

- „Z Odyseuszem w zaświatach” jest to książka właściwie w całości napisana. To jest książka trochę autobiograficzna poświęcona temu, co jest zawsze dla nas najważniejsze, zwłaszcza u schyłku życia. Jestem w tej chwili najstarszym historykiem w Krakowie. Proszę sobie wyobrazić, czego się doczekałem. Jestem jedynym z mojego pokolenia, już nawet właściwie nie mam do kogo zatelefonować…

- Ma Pan 88 lat, jest Pan w znakomitej formie, choć przeżył Pan aż dwie śmierci kliniczne. Jaka jest tajemnica Pańskiego zdrowia, tej wielkiej woli życia i długowieczności?

- Żyję sobie z łaski Bogów… Jest pięć takich czynników. Po pierwsze: dobre geny, na co nie mamy żadnego wpływu. Po drugie: postęp medycyny. Po trzecie: ciąg szczęśliwych przypadków. Po czwarte: to jest dobry klimat domowy, co zawdzięczam mojej żonie. Po piąte: pozytywny stosunek do życia. Z tych pięciu mamy wpływ całkowity tylko na ten ostatni.

- Bardzo dziękuję Panu Profesorowi za rozmowę i życzę dużo zdrowia oraz powodzenia w dalszej tak niestrudzonej pracy w głoszeniu radosnej nowiny.

http://pantheion.pl/Ermikles-Jestem-glosicielem-radosnej-nowiny?fbclid=IwAR3bHsklct0JkCHHwXDQDx7iFuvijcv-MRQjdG56rB8jsaxyd3r-xWlj2kc