Dzisiaj mija pierwszą rocznica wojny, która wybuchła na Ukrainie. Zmienił się świat i zmieniliśmy się my. Chociaż bezpośrednio wojna nas nie dotyczy, wiec z czasem emocje, które były na samym początku już opadły i patrzymy na to, co się dzieje z pewnym dystansem. Przynajmniej ja ochłonęłam.
Media pokazują nam głownie krwawe obrazy z tego, co dzieje się w Ukrainie, ale prawda jest taka, że nie na całym terytorium Ukrainy jest wojna. Rosja skupia się tylko na niektórych rejonach. W reszcie kraju ludzie normalnie żyją, pracują, chodzą do szkoły a politycy z zagranicy jadą do Ukrainy tam i z powrotem bez jakiś specjalnych trudności.
Więc jak wygląda naprawdę sytuacja Ukrainy? Trudno powiedzieć. Mi się wydaje, że coś z tą wojną jest nie tak, ale jeśli rozwinę na blogu te moje wątpliwości to albo mi bloga zablokują, jako propagadne rosyjską albo w najlepszym wypadku uznają, że uwierzyłam w teorie spiskowe, dlatego się powstrzymam …
A teraz wkleję wam wywiad z Ukrainką ( jej pierwszy wywiad wklejałam już na blogu) Opisuje ona jak wygląda jej życie w Ukrainie podczas wojny. Nie jest wbrew pozorom tak tragicznie jak pokazują w mediach.
Pierwszy raz rozmawiałyśmy 17 lutego, tydzień przed wojną. Świat od tego czasu kompletnie się zmienił.
Julia Tymoszenko: O tym, że jest wojna, poinformował mnie o 5 nad ranem kolega ze Stanów. Początkowo nie wierzyłam. Myślałam, że Amerykanie coś przeinaczyli, ale chwilę później usłyszałam potworny huk za oknem. Zrozumiałam, że to nie są petardy. Za chwilę były kolejne wybuchy, słychać było wojskowe samoloty, przyjaciel wysłał mi screen, że nad Ukrainą nie latają żadne samoloty. Zaczęła się wojna.
Jaka była twoja reakcja?
Histeria i panika. Szok. Gdy pierwszy raz rozmawiałyśmy, mówiłam ci, że większość znajomych przygotowała sobie już bagaż na wypadek, gdyby trzeba się było szybko ewakuować. Ja tego nie zrobiłam. Może dlatego, że to oznaczałoby, że ta sytuacja jest naprawdę realna? Do końca wierzyłam, że to się nie stanie.
Od razu zdecydowałaś, że wyjeżdżasz z Kijowa?
Początkowo tato chciał, żebym przyjechała do Zaworyczi, wsi na północ od Kijowa w stronę Czernihowa, ale szybko zrozumieliśmy, że to nie będzie bezpieczne miejsce. Po Kijowie trudno się było przemieszczać — metro działało tylko tam, gdzie wagony są pod ziemią, ja akurat mieszkam na lewym brzegu Dniepru i tu kolejka jest naziemna. Zostały taksówki, których cena podskoczyła dziesięciokrotnie. Następną noc spędziliśmy w piwnicy naszego domu, gdzie zorganizowaliśmy schron. Gdy Rosjanie zaczęli ostrzeliwać cywilne budynki, nie było już na co czekać. Taksówkarz nas pospieszał: "szybciej, bo za granicą Kijowa stoją już czołgi". Wtedy nie wiadomo było, jak szybko wejdą. Wsiadłyśmy w pociąg i wyjechałyśmy z Kijowa. Zabrałam mamę i jesteśmy teraz w domu kolegi z pracy pod Tarnopolem. Nigdy wcześniej u niego nie byłam.
Trzeba było mieć bilet, żeby wyjechać?Nie, na cały tłum ludzi bilety miały może trzy osoby. UkrZaliznycia (ukraińskie koleje państwowe — przyp. red.) ich nie wymagała. Pociąg był zapchany, w przedziale zamiast ośmiu osób było nas po piętnaścioro, do tego psy i koty. Ale szczęśliwie dojechałyśmy do Tarnopola.
Co mogłaś zabrać ze sobą?
Dużo podróżowałam, więc wszystkie dokumenty miałam w jednym miejscu. Ale nie przygotowałam innych rzeczy i bardzo tego pożałowałam. Bo jak zdecydować w dwie godziny, co zabrać ze swojego całego życia? Wpadłam w histerię, ale na szczęście w sieci była lista, co w takim bagażu powinno się znaleźć. Spakowałam się według tego, co tam było. Ale jakie ubrania zabrać? Przecież nie wiesz, na jak długo uciekasz. Masz nadzieję, że zaraz wrócisz, a jednocześnie dopuszczasz możliwość, że wyjeżdżasz na długo, a być może nie będziesz mieć do czego wrócić, bo budynku już nie będzie.
Wzięłam okulary, leki, dwie pary butów i dwie pary wygodnych spodni, dwie koszulki, bluzę i sweter, który mam na sobie. Spakowałam też kremy do twarzy. Gdy je brałam, zastanawiałam się, czy to ma jakikolwiek sens w sytuacji zagrożenia życia, ale cieszę się, że to zrobiłam, bo teraz mam moment w ciągu dnia, w którym myślę, że dbam o siebie i opiekuję się sama sobą. Przyjaciółka, z którą uciekłam, zabrała farbę do brwi. Może to absurd, gdy uciekasz przed wojną, ale dzięki temu ona czuje, że nie wszystko straciła.
Czy wasz blok wciąż jest cały?
Mamy z sąsiadami wspólną grupę na komunikatorze — wiem, że wielu z nich zostało, budynek jeszcze stoi, ale nie wiadomo jak długo. Każdy dzień zaczynamy od sprawdzenia, czy Kijów jeszcze stoi, czy Ukraina walczy.
Gdy stałam na peronie, czekając na pociąg, płakałam. Miałam poczucie, że zdradzam swoje miasto, że mogłabym się tam przydać. Uspokajamy się z przyjaciółmi, że jaki pożytek byłby z nas, gdybyśmy ciągle musieli siedzieć w piwnicy.
Dziś Rosjanie zrzucili bomby na Iwano-Frankiwsk i Łuck. Rozmawiacie o tym, co będzie, jeśli Rosjanie zaczną regularnie atakować także miasta na zachodniej Ukrainie?
Już zrozumiałam, że nie można nie myśleć i nie spodziewać się najgorszego. Rzeczywistość zmusiła mnie, bym zmieniła strategię. Przed chwilą rozmawiałam z tatą, który został na swojej wsi razem z rodzicami mojej mamy. Zaworyczi są częściowo okupowane przez rosyjskie wojska. W okolicy Browarów toczą się ciężkie walki. Tylko wczoraj ukraińska armia zniszczyła tam kolumnę rosyjskich czołgów. Tam, gdzie bawiłam się w dzieciństwie, są teraz spalone, porzucone czołgi wroga. Abstrakcyjny obrazek. To wciąż mnie szokuje.
Jak Rosjanie zachowywali się po wejściu do wsi?
Z tego, co opowiada mój tato, trochę strzelali. Zniszczyli kilka domów, zginęli nasi sąsiedzi. Podpalili też zabytkową cerkiew. Myślę, że zrobili to specjalnie, bo dzwonnica cerkwi jest dość wysoka i służyła mieszkańcom do obserwowania okolicy. Spalenie jej nie było przypadkiem. Dziadkowie mają dom tuż obok, od wybuchu wyleciały im wszystkie okna. Na szczęście dom ojca nie ucierpiał, nie stoi w centrum wsi.
Mieszkańcy opowiadają, że rosyjscy żołnierze to przeważnie młodzi mężczyźni, 19 i 20-letni. Są głodni, włamują się do sklepów i kradną, co wpadnie im w ręce. Wyważyli drzwi w przedszkolu, zabrali stamtąd materace i poduszki. Kilku przyszło przenocować, wyrzucili właścicieli z domu, ale nie zrobili im krzywdy. Po prostu chcieli się wykąpać i przespać w normalnych warunkach. Z domu zniknęły bokserki i skarpety. Żartujemy sobie, że druga najsilniejsza armia świata walczy w majtkach z mojej wsi. To oczywiście bardzo śmieszne, gdyby nie było takie straszne. Bo ludzie giną.
Dlaczego twój tato został?
Gdy rozmawiałyśmy przed wojną, mówiłam ci, że on nie wyjedzie z kraju, nie chce nawet zostawić rodzinnej wsi. Angażuje się w działania obrony terytorialnej, chodzi na nocne czuwanie, pomaga sąsiadom, opiekuje się moimi dziadkiem i babcią, którzy też tam zostali. Nie wyjadą. Nie ma już o tym nawet rozmowy.
Ja natomiast musiałam mu obiecać, że jeśli na zachodniej Ukrainie zrobi się niebezpiecznie, zabiorę mamę z Ukrainy. Jestem w szczęśliwej sytuacji, bo mam wielu znajomych za granicą, którzy oferują mi swoją pomoc. Ale też nie chcę jeszcze emigrować. Wydaje mi się, że jeśli przekroczę granicę, to moje samopoczucie będzie znacznie gorsze niż wtedy, gdy stałam na dworcu, opuszczając Kijów. Może to błąd, ale odkładam tę decyzję na ostatni moment.
Rodzina taty jest już w Polsce, w Toruniu. Mówią, że zostali niesamowicie ciepło przyjęci, że Polacy wspierają ich, nawet pomniki i autobusy są udekorowane ukraińskimi flagami. Wspaniale słyszeć takie wiadomości, to bardzo wzruszające.
Jak wygląda teraz twoje życie? Da się pracować w takich warunkach?
Zobacz także Bardzo trudno. Pracuję online i moja firma podeszła do sprawy z wielkim wyczuciem. Myślę, że od przyszłego tygodnia zacznę już o tym myśleć, ale na razie po prostu się nie dało. Mama pracuje w miejskim przedsiębiorstwie kanalizacji w Kijowie, a takiej pracy nie da się wykonywać zdalnie. Na razie nie zwalniają pracowników, ale nie do końca wiadomo też, co będzie z wynagrodzeniem. Wewnętrznym uchodźcom pomagają inni ludzie, przyjaciele, rodzina, kto może.
Prezydent Zełenski zapowiedział, że każdy, kto z powodu wojny stracił pracę lub możliwość jej wykonywania, otrzyma 6 tys. hrywien. To bardzo mało, wystarczy może na jedzenie.
Widziałam u ciebie post twojego kolegi, który opisuje Ukrainę jako wolne, odbudowane państwo za 10 lat. Wielu rozmówców z Ukrainy podkreśla, że w tej trudnej chwili pomagają im memy, ale są też głosy krytyczne wobec śmieszkowania z wojny. Co o tym myślisz?
Jeśli ktoś ma w sobie na to przestrzeń, to warto patrzeć na sytuację z humorem. Ja mam momenty, gdy czuję się lepiej i wtedy patrzę na memy, ale nie zawsze mam na to ochotę.
Nadzieja jest nam potrzebna, ale plany to mogę sobie robić najwyżej na tydzień do przodu, a realnie na dzień lub dwa. O przyszłości nie rozmawiamy.
Co ci pomaga?
Pomaga mi rozmowa z przyjaciółmi, szczególnie tymi z Ukrainy, Polski i Litwy, którzy rozumieją, co przeżywam. Wiem, że znajomi z Ameryki Południowej też się martwią, chcą mnie wesprzeć, pytają, jak się mam, ale nie rozumieją, co się tu dzieje, nie żyją w takim strachu, jak my tutaj. Żyją swoim życiem i dzielą się nim w mediach społecznościowych. Rozumiem to, ale nasze emocje dziś są zupełnie inne.
Obserwuję też swoje reakcje i nie wmawiam sobie, że jest super, jeśli nie czuję się dobrze. Pozwalam sobie płakać, gdy jest mi smutno i mam taką potrzebę. Wielu ludzi pisze "nie poddawajcie się emocjom", ale ja się z tym nie zgadzam. Płacz pomaga mi poradzić sobie z bezsilnością. Wszyscy jesteśmy emocjonalnie rozchwiani, to oczywiste, nikt z nas nie przygotował się na wojnę. Do tego nie można się było przygotować.
https://noizz.pl/wywiady/wojna-w-ukrainie-julia-uciekla-z-kijowa-ale-rodzina-zostala-na-wsi-gdzie-tocza-sie/x3ldleq