Wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę! Jesteśmy po to, żeby podjąć walkę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nasi sąsiedzi z północy, dla nas także ze wschodu, pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich powinny im podlegać. My mówimy: "Nie". Ten kraj to Rosja. Lech Kaczyński w GruzjiA jednak zaczyna się … Powyższe słowa ŚP Lecha Kaczyńskiego stają się powoli pewnego rodzaju przepowiednią na przyszłość. Choć tych słów główne stacje nie cytują, bowiem trudno przyznać racje człowiekowi, którego się nigdy nie lubiło, i który był po przeciwnej stronie barykady na scenie politycznej; -) Jednak czasami bywa tak, że nasi wrogowie mają racje …
Była Gruzja, dzisiaj jest Ukraina, co będzie potem? Na to pytanie każdy musi siebie odpowiedzieć sam …. Wklejam wam bardzo ciekawy wywiad z młodą Ukrainka. Julia w swoim wywiadzie mówi o przygotowaniach do ewakuacji i o ludziach, którzy nie chcą opuszczać swojego terytorium, ale zamierzają walczyć do ostatniej kropli krwi o swój kraj i region, w którym mieszkają. Być może niedługo i my będziemy na ich miejscu …
"Jestem zmęczona, wyczerpana emocjonalnie i przerażona o swoją przyszłość i przyszłość mojego kraju. Przynajmniej raz dziennie dostaję napadu lęku, czytając wiadomości lub po prostu myśląc o tym, jak jeden nieszczęśliwy i żałosny człowiek może zmienić bieg mojego życia i tysięcy ludzi. Jestem też niesamowicie sfrustrowana brakiem solidarności. Niektórzy powiedzieli mi, że nie mogą znaleźć źródeł "do udostępniania" do rozpowszechniania na Instagramie" — napisała Julia w mediach społecznościowych i przygotowała "karuzelę" z krótką informacją po angielsku o tym, co dzieje się w jej kraju. Jej post ma tysiące udostępnień i polubień. Rozmawiamy z młodą Ukrainką o emocjach, jakie towarzyszą jej i jej znajomym w ciągu ostatnich tygodni.
Twój post na Instagramie o sytuacji w Ukrainie odbił się szerokim echem. Zanim porozmawiamy o tym, co dzieje się w twoim kraju, powiedz kilka zdań o sobie.
Julia Tymoszenko: Nazywam się Julia Tymoszenko, to śmieszna zbieżność, bo z polityczką Julią Tymoszenko nie mam nic wspólnego. Mam 22 lata, mieszkam w Kijowie, a pochodzę ze wsi na północ od stolicy, tam mieszkają moi rodzice i dziadkowie.
Gdy miałam 15 lat, dostałam stypendium i pojechałam uczyć się za granicę, studia także robiłam poza Ukrainą w amerykańskiej uczelni z filią w Abu-Zabi. Moi rodzice nigdy za nic nie płacili. Skończyłam szkołę w ubiegłym roku i wróciłam do Kijowa, tu znalazłam dobrą pracę, i tu zamierzałam żyć.
Z taką międzynarodową edukacją mogłaś szukać pracy na całym świecie, dlaczego zdecydowałaś się wrócić do Ukrainy?
Dużo o tym myślałam. Gdy w 2014 r. Rosja zajęła Krym, miałam 14 lat. Wtedy nie do końca rozumiałam, co to znaczy. Zapytałam taty, kim są "zielone ludziki" i co to oznacza, że weszli na teren naszego kraju. Tato odpowiedział pytaniem: "A co to znaczy, gdy jakiś kraj napada na inny?". Wtedy zrozumiałam, że to wojna. Tato, choć jest rolnikiem, już wtedy dbał o to, żebym dobrze znała angielski. Przewidywał, że konflikt może eskalować i chciał zapewnić mi możliwość łatwego porozumiewania się na całym świecie i żebym w razie eskalowania konfliktu mogła wyjechać. Wiele razy powtarzał mi: "Jak jest możliwość, zostań za granicą". Ale ja nie chciałam. Chcę wspierać zdobytą wiedzą swoją kulturę, kraj i naród. Bardziej niż wojny, bałam się, że nie znajdę tu dobrej pracy, w firmie, która kieruje się zachodnimi wartościami, na czym mi zależało. Wojna była, ale to nie wpływało wtedy na moją decyzję.
Rozmawiacie o wojnie i możliwym większym konflikcie z Rosją?
Mój tato non stop ogląda telewizję, ja zawsze dużo czytałam analiz, szukałam wypowiedzi ekspertów szczególnie w zachodnich mediach. A teraz sytuacja emocjonalna nie pozwala mi nic śledzić. Widzę nagłówki, ale przeczytałam tylko tekst Harariego, bo byłam ciekawa jego spostrzeżeń.
Ale trudno tak całkiem uciec, bo całe social media są teraz zalane informacjami.
W prywatnych rozmowach pojawia się zaklęcie "o ile nie będzie wojny". Każdy wciąż snuje jakieś swoje plany, chce zwiedzać, uczyć się, budować dom, zakładać firmę... o ile nie zacznie się wojna. To pojawia się we wszystkich wypowiedziach dotyczących bliższej i dalszej przyszłości. Pewnie niedługo przyzwyczaimy się do tej frazy, choć nie ma w niej nic normalnego.
Kolejna rzecz, która pojawia się w rozmowach to, kto już przygotował plan ewakuacji i tzw. bagaż awaryjny.
Co to takiego?
To rzeczy, które warto mieć spakowane, żeby w razie ewakuacji nie musieć się przygotowywać. Bierzesz to i próbujesz wyjechać, o ile w ogóle jest taka możliwość, bo nawet w zwykłe piątki, gdy kijowianie wyjeżdżają na swoje dacze, korki ciągną się kilometrami. Myślę, że w razie bombardowania, szybki wyjazd z Kijowa będzie niemożliwy.
Ty masz już taki bagaż?
Nie, nie mam, ale wiem, że dziś, najpóźniej jutro muszę się spakować. W internecie jest lista rzeczy, które warto spakować, wysyłaliśmy ją sobie ze znajomymi.
Część znajomych, o ile zacznie się wojna, ma zamiar wyjechać za granicę, inni na zachodnią Ukrainę.
Jak się o tym rozmawia?
Strach przykrywamy czarnym humorem. Gdybyśmy z tego nie żartowali, byłoby nam dużo trudniej. Na 16 lutego Amerykanie zapowiadali atak, w sieci pojawiło się tyle memów i żartów, bez tego trudno znieść to napięcie, które się w nas kumuluje. Nawet ci, którzy nie wierzą, że wojna się zacznie, odczuwają lęk.
Wczoraj położyłam się spać i ktoś w mieście odpalił fajerwerki. Pierwsza myśl — czy nie zaczęła się wojna. Ktoś zrobił sobie bardzo głupi żart z ich odpaleniem. To naprawdę mnie przestraszyło. W kraju, gdzie jest taka sytuacja, powinni tego zabronić. Wielu moich znajomych cierpi z powodu PTSD, którego nabawili się na wschodzie.
Masz już plan ewakuacji?
Nie chciałabym całkiem wyjeżdżać z Ukrainy. Mam dużo znajomych i przyjaciół we Lwowie, dzwoniłam już do różnych ludzi, sprawdzić gdzie są jakie potencjalne warunki. Mama i ciocia wyjadą ze mną, ale mój ojciec powiedział, że zostanie i będzie walczyć za Ukrainę. Tak samo wielu ojców moich znajomych. Nie przekonuję go do wyjazdu, choć oczywiście wolałbym, żeby był bezpieczny, to rozumiem, że kocha kraj i czuje, że walka jest jego obowiązkiem. Wszyscy nie mogą wyjechać. To dla mnie trudne, ale rozumiem jego patriotyzm. Martwię się, bo mieszka po innej stronie Dniepru, bliżej Rosji. Ale wiem, że nie da się przekonać do wyjazdu, nie tracę już na to sił.
Firma, w której pracuję, zapowiedziała, że będzie nam pomagać w relokacji na początku w Ukrainie, a jeśli nie będzie to możliwe, to w innych biurach w Polsce, Litwie lub Estonii. Pomogą nie tylko w organizacji wizy, ale też znaleźć mieszkanie i zaaklimatyzować się. Bardzo doceniam też taki gest, że firma pomoże też tym, którzy zdecydują się zostać w Ukrainie. Dla nich stworzony zostanie fundusz.
Jaki jest twój stosunek do Rosji i do Rosjan? Oddzielasz te uczucia?
To bardzo trudne pytanie. Np. mój ojciec tego nie rozróżnia, dla niego Rosja i Rosjanie to jedno i to samo, ja nie uważam, że każdy obywatel odpowiada za działania swojego kraju. Staram się też zrozumieć, dlaczego Rosjanie milczą, nie oceniam ludzi pod względem ich urodzenia czy pochodzenia. Ale też nie mam wielu przyjaciół Rosjan, a jeśli już ktoś ma jakieś rosyjskie korzenie, to zgadzamy się do oceny sytuacji międzynarodowej.
Z Rosjanami miałam wiele kontaktów w zagranicznych szkołach i uczelniach. I faktycznie, z tymi, którzy otwarcie wspierają Putina i reżim trudno mi rozmawiać, bo nie chcę oceniać ich moralnie.
Wielu stara się być apolitycznymi, ale zaskoczyło mnie, gdy od kilku osób usłyszałam: "Nie jestem patriotą, nie popieram Putina". Dla mnie popieranie prezydenta i patriotyzm to dwie różne sprawy — możesz nienawidzić prezydenta, ale kochać kraj, dla nich po latach reżimu to zlewa się w jedno. Nawet nie wyobrażają sobie, że można to rozdzielić. To dziwne o tyle, że przecież wielu z nich ma taką samą edukację, jak ja. Uczono ich krytycznego myślenia, a mimo to, nie chcą zastanawiać się nad historią swojego kraju i obecną sytuacją. Nie chcieli rozmawiać nie tylko o Putinie, ale nawet o takich sprawach jak Wieki Głód 1933 r. czy wyniszczeniu przez Stalina ukraińskiej inteligencji, co ma wpływ na to, jaka jest współczesna Ukraina. Rosjanie, których spotkałam, to wypierają.
Na pewno Rosjanie także zareagowali na twój post. Co pisali?
Reakcje Rosjan były przeważnie negatywne. Pisali, że to nie prawda, że nikt nie atakuje Ukrainy, a ona sama strzela do swoich obywateli na Donbasie, są też głosy, że Rosjanie i Ukraińcy to jeden naród, co nas, Ukraińców, obraża, bo od lat staramy się uświadomić Rosjanom, że mamy własną tożsamość i historię. Inni pisali #SupportRussia, wstawiali rosyjską flagę. Może pięć osób napisało: "Przepraszam, wstyd mi za swój kraj" - niewiele. Jest mi przykro, ale nie winię tych, którzy wspierają Putina, bo nigdy nie żyłam w kraju, w którym za krytykę władzy idzie się do więzienia albo nawet można stracić życie. Nie mam do tego prawa.
Chciałabym zapytać cię o emocje, które towarzyszą tej sytuacji, gdy w każdej chwili trzeba być gotowym na atak.
Dla mnie to jest emocjonalnie bardzo trudna sytuacja. Pomaga mi rozmawianie o tym, nawet teraz, gdy rozmawiamy, czuję, że dzięki temu jestem spokojniejsza. Niektórzy unikają tego tematu i udają, że wszystko jest OK, ja tak nie umiem. Mam wielu przyjaciół poza Ukrainą i ich codzienne wsparcie jest dla mnie bardzo ważne. To jednak nie zmienia faktu, że nawet głupie fajerwerki mogą wytrącić mnie z równowagi.
Gdy myślę o ewakuacji, chce mi się płakać. Trudno robić plany, myśleć o przyszłości, o budowaniu kariery, rodziny. Bardzo martwię się o starszych członków rodziny, nie jestem gotowa, by pożegnać się z babcią i dziadkiem, którzy nie będą chcieli uciekać. Ciągle pocieszam się, że Rosja tylko straszy, że to manipulacja i wojny nie będzie... Mam 22 lata, skończyłam świetne studia, to, co przeżywam, nie jest normalne, nikt nie jest gotowy na taki emocjonalny terror. Tak to odczuwam — jako emocjonalne katowanie Ukraińców. To nie powinno mieć miejsca w XXI w. Nie wiem, dlaczego mielibyśmy do tego przywyknąć, że Rosja ciągle straszy nas wojną. Ja do tego nie przywyknę.
Linki