Kraków to bardzo piękne miasto przynajmniej w moich oczach. Mam
jednak wrażenie, że jest chyba mało lubianym miastem w Polsce zwłaszcza przez media,
którym trudno wymówić nazwę naszego miasta … Z resztą o tym już pisałam w
poście „ Kraków zawsze bez prognozy pogody, – dlaczego?”
Gdy szukałam
informacji o różnych mentalnościach regionalnych natknęłam się na ciekawy
artykuł o mentalności mieszkańców Krakowa i okolic.Warto się z nim zapoznać, bo
niektóre z informacji tam podanych są prawdziwe … I mogą być przydatne dla osób,
które nas odwiedzają;-)))) Autorką tego artykułu jest Joanna Rzońca.
Słów kilka o mieszkańcach Krakowa
1. Mieszkaniec Krakowa, czyli kto?
Każdy, kto
odwiedzi Kraków na pewno zauważy, że ludzie związani z tym miastem zachowują
się i mówią w charakterystyczny dla siebie sposób, który odróżnia ich od osób z
innych rejonów Polski. Jednak w obrębie krakowskiej społeczności można także
zauważyć pewne różnice, gdyż mieszkańcy Krakowa nie są społecznością jednolitą,
ale dzielą się na zasadnicze „podtypy”:
- Krakowianie – to wszyscy ci, którzy po
prostu w Krakowie mieszkają, niezależnie od tego, czy tu się urodzili, czy też
przybyli tu w różnych momentach swego życia i pokochali to miasto tak bardzo,
że zostali tu już na dobre. Krakowianin jest więc mieszkańcem Krakowa czującym
szczególną więź z miastem, który wie, że Kraków to jego „miejsce na świecie”.
- Krakusy – Krakus to rodowity
Krakowianin, taki, który się tu urodził i posiada niezbywalną krakowską
mentalność. Krakusy zazwyczaj uważają się za doskonalszych od osób z innych
części kraju, a nawet świata i niestety z tego powodu często zadzierają nosa.
Tłumaczą to poczuciem dumy ze swojego krakowskiego pochodzenia. Mają też
jeszcze jedną bardzo charakterystyczną cechę: nawet jeśli Krakus wyjedzie
gdzieś w świat, do Warszawy, czy Paryża, to będzie Warszawianinem lub
Paryżaninem, ale nie oznacza to, że przestanie być Krakusem. Bo Krakusem jest
się aż do śmierci!
- Krakauerzy – to z kolei te Krakusy,
których krakowskie tradycje rodzinne siegają czasów zaborów, a szczególnie
okresu panowania Najjaśniejszego Cesarza Franciszka Józefa I. Krakauerów można
poznać po specyficznym sposobie mówienia – uwielbiają oni przesadną uprzejmość
(„moje uniżone uszanowanie”) i przesadne tytułowanie swoich rozmówców („Wielce
Szanowny Panie Profesorze”). Krakauerów można spotkać raczej w centrum miasta,
gdyż nie mieszkają oni w blokach, ale w wiekowych kamienicach.
- Krakowiacy – mieszkańcy Krakowa i
okolicznych podkrakowskich wsi, którzy gdzieś na dnie kufra obowiązkowo
przechowują regionalny strój krakowski (kobiety zdobiony gorset i kwiecistą
spódnicę, a mężczyźni granatową sukmanę, spodnie w biało- czerwone paski i
czapkę z nieodłącznym pawim piórem). Krakowiacy świetnie znają krakowskie
piosenki, takie, jak „Przyleciał ptaszek z Łobzowa”, czy „Płynie Wisła” i
bardzo chętnie je wyśpiewują, nawet gdy słoń nadepnął im na ucho.
2. Krakowska
mentalność
Krakowska
mentalność przejawia się w całym szeregu specyficznych zachowań i powiedzonek,
dzięki którym można z całą pewnością stwierdzić, że ma się do czynienia z
mieszkańcem Krakowa. Oto kilka z nich:
- Wieczny spór z Warszawą – dla
przyjezdnego, który znajdzie się w Krakowie pewne złośliwe aluzje do stolicy
mogą być początkowo niezrozumiałe, ale w krótkim czasie powinien się do nich
przyzwyczaić. Tak to już po prostu jest – Krakowianie lubią psioczyć na
Warszawiaków i na odwrót – Warszawiacy często narzekają na Krakowian. Bierze
się to stąd, że mieszkańcy każdego z tych miast uważają to swoje za najbardziej
prestiżowe i najdoskonalsze miejsce w całej Polsce i przez to nieustannie ze
sobą rywalizują, żeby przekonać do swoich racji drugą stronę.
- wychodzenie „na pole” – ten zwrot
drażni szczególnie osoby z centralnej i północnej Polski, które z kolei
wychodzą „na dwór”, a dla których na pole wychodzi się orać lub kopać
ziemniaki. Od lat te różnice w doborze określeń, opisujących po prostu wyjście
na zewnątrz, stanowią źródło słownych przepychanek i złośliwości. Główne
napięcia wynikające z takich i innych różnic językowych koncentrują się
oczywiście na linii Kraków – Warszawa.
- Borówki- tą nazwą Krakowianie i
mieszkańcy południa Polski określają leśne owoce nazywane w innych częściach
kraju – szczególnie zaś w Warszawie - „jagodami”, co kiedyś (bo dziś już w
mniejszym stopniu) było powodem zabawnyh nieporozumień. W przypadku tego sporu
jest jednak „zwycięzca”, gdyż słowo jagoda to termin botaniczny oznaczający
owoc o mięsistej, niepękającej owocni zawierającej w sobie kilka nasion lub
jedno drobne, a jagodą może być tak pomidor, jak i cytryna, ogórek, winogrono,
porzeczka, czy borówka właśnie.
- Cijanie - najkrócej ujmując krakowskie
cijanie, to uświadamianie światu, że jest się właśnie z Krakowa. W jaki sposób?
Najczęściej przez uważanie, że pewne rzeczy należą się człowiekowi przez sam
już fakt, że jest on Krakusem. Poza tym cijanie to również duża pewność siebie
i specyficzny sposób mówienia, polegający na akcentowaniu i przedłużaniu
samogłosek oraz nagminnym wychodzeniu „na pole” (no bo przecież nie „na dwór”!)
Zapewniamy, że cijanie, choć może być niekiedy śmieszne i uciążliwe, to nie
jest ani trochę niebezpieczne.
- Zdrabnianie wyrazów – kto w wdał się w
rozmowę z jakimiś Krakusami, z pewnością zauważył ich zamiłowanie do wszelich
językowych zdrobnień. I tak w Krakowie kupuje się „chlebuś”, sprzedawcy czekają
na „pieniążki” za zakupiony u nich towar, a kelnerzy w restauracjach podają
często „rachuneczek”. Niektórych turystów to drażni, dla innych jest powodem do
kpin, ale dla większości to krakowskie zdrabnianie jest po prostu zabawne.
- „Całuję rączki”- choć obyczaj
całowania dam w rękę narodził się w Hiszpanii, nigdzie nie rozwinął się tak
bardzo i nie nabrał takiego kulturowego znaczenia, jak w Krakowie właśnie.
Krakowianin całuje dłonie niewiast nie tylko ustami, ale całym niemal ciałem,
zginając się w pół i akcentując swe działanie słowami „padam do nóżek, całuję
rączki”.
- Centuś krakowski- to określenie
pochodzi jeszcze z XIX wieku, kiedy Kraków był pod zaborem austriackim i oficjalnym
środkiem płatniczym był austriacki złoty dzielący się na sto centów. Nie
wiadomo dlaczego funkcjonuje powszechnie błędne przeświadczenie, że słowo
„centuś” oznacza skąpca liczącego każdego centa. Istnieje cały zbiór dowcipów o
krakowskich centusiach i ich przesadnym podejściu do pieniędzy, tak naprawdę
jednak Krakowianie charakteryzują się po prostu przyrodzonym zmysłem
oszczędzania i szacunkiem dla pieniądza.
Autor ; Joanna Rzońca źródło
Słów kilka o mieszkańcach Krakowa